Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#62422

przez (PW) ·
| Do ulubionych
8 miesięcy temu w końcu z moim Towarzyszem Życiowym wprowadziłam się do naszego, wyremontowanego eM, a historia będzie dotyczyć piekielnych byłych lokatorów, którzy nie dają o sobie zapomnieć.

Mieszkanie które nabyliśmy, wcześniej należało do klasycznej patologicznej rodziny - ona pije, on pije, dzieci jeszcze nie. Oboje niepracujący ledwo po czterdziestce, na zasiłkach. Aby wykupić ich mieszkanie, trzeba było spłacić ich zadłużenie wobec spółdzielni (co zresztą było podstawą do ich eksmisji) - po zsumowaniu kwoty wykupu mieszkania, spłaty zadłużenia, koniecznego remontu i zestawieniu tej kwoty z naszymi możliwościami uznaliśmy, że to i tak okazja, więc się na to mieszkanie zdecydowaliśmy. Piekielność zaczęła się po wyprowadzce Patoli.

Najpierw wyszło, że wszystkie odpływy kanalizacyjne z kuchni i łazienki złośliwie pozapychali zużytymi pampersami, mieszkanie śmierdziało nieludzko (sąsiedzi przechodzili z zatkanymi nosami) i trzeba było kuć ściany do cegły, tak były przesiąknięte ich smrodem. W międzyczasie Pan Patol skądś się dowiedział, że zaczynamy remont i że przyjechały potrzebne materiały, więc próbował się nam do mieszkania włamać - podobno był ciężko zdziwiony, że wcześniej wymieniliśmy drzwi i ich stare okna (mieszkanie na parterze), podobno próbował wejść przez balkon. Później ekipa remontowa skarżyła się, że przychodzą Smutni Panowie z Dużymi Torbami, celem windykacji długów Patoli. I tak jest do tej pory.

Okazało się, że Patole przez ostatnie dwa lata - bo taki okres czasu minął od nabycia przez Nas mieszkania, nie zmienili dowodów osobistych i wciąż zaciągają kredyty podając Nasz obecny adres zamieszkania jako ich. Co więcej ich dzieci chyba też wciąż nie mają legitymacji szkolnych z nowym adresem i jeżdżą na gapę, dzięki czemu co rusz dostaję wezwania do zapłaty od przewoźnika to na jedno, drugie i trzecie dziecko. Sprawę zgłaszałam w Urzędzie Miasta, na policji, listy odsyłam z adnotacją, że taki adresat tu nie mieszka i nic to nie dało.

Co więcej tej chwili cały czas przebywam w domu na L4, z powodu powikłań stanu błogosławionego i przynajmniej raz w tygodniu mam wizytę Smutnych Panów z Dużymi torbami, którym muszę udowadniać, że ja to ja i nic im dłużna nie jestem. Wizyty te same w sobie są stresujące, a Panowie nie zawsze są względnie mili.
Przyznam, że już sama nie wiem co robić, może Wy znacie jakieś sposoby?

Byli lokatorzy

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 570 (622)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…