Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#62517

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem w 7 miesiącu ciąży, niestety zagrożonej, do ginekologa chodzę prywatnie i mam przykazane - jeśli coś niepokojącego będzie się działo, to albo przyjechać do gabinetu bez zapowiedzi, a z grubszą sprawą do szpitala. No i mimo chuchania i dmuchania na siebie, dopadła mnie infekcja, więc wczoraj odwiedziłam bez zapowiedzi Panią Doktor.

Niestety przed jej gabinetem w roli ochroniarza/sekecjonera rezyduje warczący cerber w osobie Pani Halinki. Pani Halinka jak mnie widzi to robi minę wściekłego buldoga. Cóż, może chodzę do Pani Doktor nieco częściej, a to po receptę, żeby uzupełnić zapas leków, albo jeśli wyniki badań są niepokojące. W sumie może 3-4 razy się zdarzyło, że byłam u Pani Dr przed wyznaczonym terminem. Jednak każda taka nadwizyta działa Pani Halince na nerwy i z miesiąca na miesiąc rozkręca swój arsenał złośliwości.

Wczoraj Pani Halinka wypaliła: A co tu się wyprawia, że Pani ZNOWU Panią Doktor sobą niepokoi? Nudzi się Pani w domu?
Ja: No cóż infekcja, leków zabrakło to jestem.
PH: A co to sobie myśli, że Pani Doktor to Pani prywatnym lekarzem jest czy jak? Że sobie przychodzi kiedy się podoba?
Ja: Chodzę prywatnie, to chyba jest moim lekarzem? A Pani to niby z czyich pieniędzy jest opłacona? Bo naklejki NFZ nie widziałam, a co wizytę 100zł Pani Dr zostawiam.

PH pomarudziła, że bezczelna, że co ja sobie wyobrażam. Okazało się, że Pani Dr słyszała całą rozmowę, bo drzwi gabinetu były uchylone (inna lekarka u niej była na chwilę) i solidnie dała Pani Halince po uszach.
Przyznam, że jakby nie fachowość Pani Dr to Pani Halinka skutecznie by mnie odstraszyła od tego gabinetu.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 474 (560)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…