Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#62712

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio na piekielnych popularne są historie na temat InPostu. Jedna pani dziwiła się, że jej przesyłka polecona szła ponad tydzień. Chciałbym więc dorzucić coś od siebie, aby wyjaśnić jak to wyglądało "po drugiej stronie lustra".

Jako doręczyciel InPostu spotkałem się z ogromną ilością piekielności, których wystarczyłoby na kilka historii. Najważniejsze chyba jednak jest wyjaśnienie, skąd biorą się opóźnienia i zaginione przesyłki.

Problem jest dość skomplikowany i składa się na niego kilka czynników. Przede wszystkim, InPost oferuje dużo gorsze warunki pracy od Poczty Polskiej. Umowa zlecenie z pracą na akord, gdzie za wystawienie awiza na list polecony firma nie płaci (a w ciągu dnia ciężko zastać kogoś w domu). Brak jakichkolwiek świadczeń socjalnych i oczywiście wykorzystywanie prywatnego auta do pracy, gdzie stawka za kilometr netto praktycznie nie wystarczała na zużyte paliwo, nie wspominając o jakiejkolwiek amortyzacji. Stając i ruszając, gasząc i zapalając co chwilę silnik, potrafi zeżreć naprawdę dużo, do tego jeżdżąc po przedmieściach auto bardzo mocno niszczy się na dziurawych drogach gruntowych. Stąd trudno znaleźć kogokolwiek chętnego do rozwożenia listów po „dzielnicach sypialniach”, a zwłaszcza terenach z domkami jednorodzinnymi.

Powiecie, że można do tego wykorzystać rower czy skuter? Niestety, najczęściej nie było to możliwe fizycznie – spróbujcie przewieźć w ten sposób 400 gazetek z Selgrosa (traktowanych przez firmę jako normalny list) plus rachunki i polecone z sądu; nie wspominając o jeździe w niewygodnej pozycji przez 8-9 godzin. Bardzo często dla jednego listu trzeba przejechać kawał drogi, po błocie i dziurach, po to tylko, aby zostawić awizo, za które nam nie zapłacą.

Te wszystkie czynniki składają się na to, że firma ma bardzo duży problem ze znalezieniem pracowników, zwłaszcza tych zmotoryzowanych. Do rejonów pieszych ostatnio coraz częściej wykorzystują Ukraińców i Białorusinów, bo Polacy rezygnują i wyjeżdżają za granicę. Zamiast podwyżek ucinają im pensje. W związku z brakiem pracowników, przesyłki doręczane są nawet z dwutygodniowym opóźnieniem. Chodzą również słuchy, że firma jest zadłużona i dlatego listonosze mają tak marne warunki – nawet ci z najdłuższym stażem, pracujący po 2 lata, nie otrzymują umowy o pracę.

Tak więc mała rada ode mnie – jeżeli coś zamawiacie, to nigdy przez pocztę InPost.

Na osobny tekst zasługują piekielności klientów, ale to pozostawiam na inny raz.

PS. Paczkomaty są w porządku, ale nimi zajmują się kurierzy, a nie doręczyciele.

poczta

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 272 (368)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…