Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#62986

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam was, drodzy piekielni.
Od dość dawna sobie czytuję historyjki i za namową przyjaciela w końcu i ja zakładam sobie uroczyście konto i się podzielę, a co! :D

Zacznę od kwestii najbardziej mnie ostatnio palącej, konkretnie od lekarzy, którzy niespecjalnie chcieli mi pomóc, oraz wyżalić się jak to wpłynęło na moje życie prywatne.
Tekst przydługi i ma parę linków.

Naście lat temu wybyłem do psychiatry celem wyprucia ze mnie przypadłości zwanej zaburzeniami osobowości z pogranicza, bardziej znana nazwa to zespół osobowości borderline. Zdiagnozowałem go u siebie(jak się potem okazało prawidłowo) mając lat 14.
Dla ciekawskich info o samym schorzeniu: http://psychiatria.mp.pl/zaburzenia_osobowosci/show.html?id=74280)

Prócz borderline'a zdiagnozowano u mnie... jakieś "coś." Coś bliżej nieokreślonego. Coś straszliwego chyba na tyle, że lekarze zwyczajnie mnie informowali że nie podejmą się leczenia mnie twierdząc, że są w danej materii niekompetentni i że lecząc mnie farmakologicznie(bo borderline jest częściowo łagodzony lekami) mogą wystąpić jakieś powikłania czy coś takiego.
No ok, ja rozumiem, ktoś może nie mieć doświadczenia, może to(do dziś zresztą) niezdiagnozowane "coś" go przerasta.
Ale ponad 20 lekarzy?
Teraz o różnych chockach-klockach z lekarzami.

Zacznę od różnicy między psychologiem a psychiatrą. Proszę:
http://www.psychiatria.pl/wiadomosc/czym-rozni-sie-psycholog-od-psychiatry/13490.html

Spora część lekarzy po prostu kazała iść gdzie indziej. Podawali inne przychodnie i prywatne gabinety(z czego te drugie z marszu traktowałem jako tanie reklamy)
Kilku psychiatrów uparło się na opinię psychologa, konkretnie co to jest to "coś" bo oni tego nie wiedzą a muszą żeby przepisać mi leki. A jak to jest coś psychologicznego to muszą zdecydować w jakiej kolejności te rzeczy leczyć.
Psychologowie nic poza borderline'm nie widzą. Piszą nawet stosowne oświadczenia/opinie.
Co powinien zrobić normalny psychiatra?
Zacząć leczenie.
Co robi polski psychiatra?
ALE PANIEEE, JAKIE NIC JAK JA WIDZĘ, ŻE COŚ JEST!
Po paru latach zrażania ludzi do siebie starałem się nauczyć jakoś z tym żyć, bo nic sensownego na linii kolejek do lekarzy nie zwiastowało zmian na froncie. Wychodziło mi to z różnym skutkiem - mam tylko paru znajomych którzy do dziś dnia ze mną gadają, głównie ludzie, którzy mało mnie znają.
Po raz ostatni poszedłem do lekarza psychiatrii w klinice terapii uzależnień rok temu. Babka miła, ale w sumie zeszło na to że zajmowała się wszystkim tylko nie moim problemem, jakby wierzyła że da się to wcisnąć pod dywan(nie, nie jestem uzależniony od niczego, byłem tam bo rodzice stwierdzili że to "nie żadne burdelsrajny tylko od tego kompiutera jesteś uzależniony," co oczywiście szybko lekarka uznała za bzdurę)
Średnio takie spotkania marnowały mi miesiąc, zanim lekarz ostatecznie uznawał, że nie ma tu nic do roboty. Potem ustawianie się w kolejce do następnego...

No i odpuściłem. Poddałem się. Stwierdziłem, że albo nauczę się z tym jakoś żyć albo będę sam do końca życia. Nie przestałem zrażać do siebie ludzi. Ponad miesiąc temu zostawiła mnie osoba, którą kochałem. To był dla mnie ogromny cios ale i motywator, szczególnie że o mnie dbała i myślała jako jedna z nielicznych osób w moim życiu.
No ale i ona nie wytrzymała.

Zawziąłem się. Rodzice grosza nie wyłożą na nikogo prywatnego. Dzwoniłem wszędzie, włącznie z sąsiednimi miastami.
No i jest. Wizyta na jutro na 9:00
Kobieta ponoć kojarzy mnie po nazwisku, bo byłem kolegą jakiejś jej wnuczki czy tam córki, to chętnie pomoże. No "cośtam" było, rzeczywiście. A nazwisko mam charakterystyczne to i zapadło babce w pamięć. Gdyby nie to to moją wizytę miałbym 19 grudnia, a do tego czasu to ja bym sobie zdążył wpakować kulkę w łeb.

A więc tak,
bilans strat:
całkowicie zniszczone stosunki rodzinne(nie, żeby było kiedyś dobrze, po prostu mogło być lepiej),
baaaardzo długa lista ludzi, która wolałaby mnie nigdy nie poznać(często zdarzali się ludzie którzy raczej wykorzystywali moją łatwość do przywiązywania się, ale i ja zraniłem kilka osób które chciały dla mnie dobrze czego bardzo żałuję),
ogromne dawki stresu których doznawałem zawsze, gdy ktoś mnie zostawiał(dochodziło nawet do wymiotów z krwią - tutaj lekarze nie bardzo też wiedzą jak to w ogóle możliwe)
w znacznym stopniu zniszczona przyszłość - odkąd "to" mam zupełnie nie mam pasji do prawie niczego i nie rozwinąłem sensownie prawie żadnej umiejętności w życiu.

Dlaczego to wszystko? Ponieważ lekarze stwierdzili, że po prostu mi odmówią pomocy. Ludzie po studiach medycznych nie chcieli mi pomóc, pomimo że byłem ubezpieczony. I wykręcili się jak dla mnie brakiem kompetencji. Teraz mam 20 lat. co najmniej 6 lat walki z tym gównem które siedzi w mojej głowie i nie pozwala mi normalnie żyć, uczyć się i pracować. Które nie pozwala mi nieskrępowanie kogoś pokochać i być na tyle ogarniętym, by ten ktoś to odwzajemnił.
Możecie sobie to odebrać jako emopłacz, ale czuję się ograbiony z kilku lat życia. Nie mam już nawet bliskich przyjaciół ani bliskich znajomych.

Mam nadzieję, że jutro będzie lepiej, że to spotkanie rano coś zmieni, że usłyszę coś w stylu "Przyjdź za tydzień na spotkanie, pomyślimy o tabletkach" or so.
Życzcie mi powodzenia.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (46)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…