Wracam do domu. Wysiadam z samochodu obładowana torebką własną (uwielbiam duże "worki"), torbą z aparatem, dwoma siatkami z zakupami.
Podlatuje do mnie takie raczej małe, brzydkie jak noc listopadowa, "coś" w czerwonym sweterku. I jazgocze. Głośno i napastliwie. Kłapnęło zębami zdecydowanie za blisko mojej łydki (a, cholera, lubię te rajstopy!).
"Coś" było takich rozmiarów, że jakbym się dobrze zamachnęła, to mimo eleganckich botków uratowałabym i łydkę, i rajstopy. Ale widzę - oto właścicielka. Ze smyczą zwisającą smętnie z kieszeni. Ciumcia:
- Pimpusiu, nie wolno! Pimpusiu, zostaw panią!
Pimpuś nie reaguje, więc właścicielka zwraca się do mnie:
- To pani wina! Pani ma torby!
No przepraszam.
Podlatuje do mnie takie raczej małe, brzydkie jak noc listopadowa, "coś" w czerwonym sweterku. I jazgocze. Głośno i napastliwie. Kłapnęło zębami zdecydowanie za blisko mojej łydki (a, cholera, lubię te rajstopy!).
"Coś" było takich rozmiarów, że jakbym się dobrze zamachnęła, to mimo eleganckich botków uratowałabym i łydkę, i rajstopy. Ale widzę - oto właścicielka. Ze smyczą zwisającą smętnie z kieszeni. Ciumcia:
- Pimpusiu, nie wolno! Pimpusiu, zostaw panią!
Pimpuś nie reaguje, więc właścicielka zwraca się do mnie:
- To pani wina! Pani ma torby!
No przepraszam.
psiarze
Ocena:
693
(765)
Komentarze