Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#63261

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Skoro już o piesłach i sąsiadach mowa.

Miałam kiedyś pieska bardzo odważnego. Nie był duży, raczej nie przekraczał wzrostem któregoś z tych małych sznaucerów, ale dokładnie też już go nie pamiętam - dość dawno to było.

Tak się złożyło, że codziennie przyjeżdżała do mnie babcia, bo rodzice długo pracowali, a ja byłam w pierwszej klasie podstawówki i nie chcieli mnie samej zostawiać. Początkowo babcia z pieskiem wychodziła dwa razy dziennie: raz około 10.00, kiedy przyjeżdżała, a drugi raz około 13.00, kiedy ja wracałam ze szkoły i chciałam pójść na spacer z czworonogiem, ale nikt nie chciał mnie samej puścić. Tak wyglądało wszystko około roku.

Któregoś dnia wróciłam ze szkoły i już od wejścia proszę babcię, żeby spacer był dłuższy, bo ładna pogoda i chcę się pobawić z psem na dworze. Na to babcia mówi, że psa nie ma. Dopytywałam co się stało, babcia powiedziała mi, że uciekł. Szukałyśmy najpierw same, później szukali też moi rodzice. W ciągu kilku dni porozklejaliśmy wszędzie ogłoszenia ze zdjęciem psa, odwiedziliśmy schronisko... Na nic. Psa nie znaleźliśmy.

Za to znalazł go starszy pan, mieszkający w tej samej małej wiosce co my. Przyniósł nam karton z naszym zagryzionym kundelkiem.

Pomyśleliśmy: cholercia, byliśmy bardzo zżyci, będzie brakowało, no ale trudno, czasu nie cofniemy - zdarza się, że psy uciekają z sobie tylko znanych powodów.

Po miesiącu jednak mama dowiedziała się od sąsiadki, jak było naprawdę: sąsiadka powiedziała mojej babci, że co się będzie męczyć, żeby puściła luzem, jak mądry to wróci. Babcia posłuchała.

sąsiedzi

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 232 (350)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…