Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#63297

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Historia, która zmotywowała mnie do założenia tutaj konta. Jednak nim przejdę do sedna, muszę powyjaśniać parę rzeczy.

Mam dużą rodzinę, która żyje we względnej zgodzie i przyjaźni. Wiadomo, z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu, więc raczymy się sobą nawzajem w dawkach niewiele większych od homeopatycznych, ale skrajnych piekielności typu okradanie własnego brata, niszczenie wesela, etc. u nas się nie uświadczy.
Tym, co mnie wyprowadza z równowagi, są święta typu Boże Narodzenie bądź Wielkanoc.

Moja babcia ma dwie siostry i brata (drugi brat zmarł rok temu). Siostry są bliźniaczkami i starymi pannami, złote z nich kobiety. Siostry i babcia mieszkają w jednym mieście, w tym samym gdzie moi rodziciele (o których za chwilę). Brat wyprowadził się do miasteczka nieopodal, bodaj 30 km odległości. Jajcarz z niego jakich mało. Dochrapał się dwójki dzieci, syna i córki (ona wystąpi w roli głównej Piekielnej w tej historii) oraz wnuka.
Teraz przejdźmy do potomstwa mojej babci: córka (moja rodzicielka) oraz synowie sztuk dwa. Synowie wyfrunęli z gniazdka, jeden do Warszawy, drugi na Śląsk. Obydwaj założyli rodziny w każdej po dwie sztuki dzieci. Powodzi im się dobrze, dorobili się mieszkań. Moja mama, dla odmiany, dorobiła się czwórki dzieci oraz działki z pełnoprawnym domem: cztery sypialnie, do tego salon z rozkładaną kanapą.

Teraz: dlaczego o tym wszystkim pisałem. Ano, jak się nietrudno domyślić, mój dom stanowi idealne miejsce na wszelkiego rodzaju rodzinne zjazdy, zwłaszcza święta. Dobrym pretekstem na taką a nie inną lokalizację jest też babcia i jej siostry. Nie jesteśmy w organizacji całkowicie osamotnieni, siostry biorą do swojego mieszkanka całe towarzystwo na jeden dzień. Oczywiście sprzątają i gotują wszystko same (a mają już prawie 70 lat na karku). My zresztą też. Taki a nie inny stan rzeczy jest również kwestią tradycji - rodzinne święta muszą być. Jeśli mnie pamięć nie myli, kiedyś odbywały się w mniejszych grupkach, ale po śmierci dziadka i wybudowaniu domu przez rodziców powyższy schemat okrzepł i stał się normą. Dla jasności: nie bawimy się w ogłaszanie organizacji świąt i wysyłanie zaproszeń. Że święta są u nas, to oczywistość, że wszyscy wyżej wymienieni są zaproszeni również.

Piekielność jest dwojakiego rodzaju: w wygodnictwie przyjezdnych i naszej uległości.
Gdyby sytuacja była normalna, moglibyśmy liczyć na rewanż bądź pomoc w organizacji, tak by nie wszystko było na naszych głowach. Niestety nikt się do tego nie poczuwa i nie bardzo widzi problem.
Naszej winy jest w tym sporo, bo po prostu na to pozwoliliśmy. Z jednej strony siostry babci hołdują zasadzie gość w dom, Bóg w dom i jak organizują zjazdy to nie wyobrażają sobie, że ktokolwiek miałby im pomagać. Problem w tym, że jakoś nie zauważają już, że nikt im się za to nie rewanżuje. Natomiast moi rodzice przegapili moment, w którym bracia mamy jako tako się dorobili i pozakładali rodziny. Także odpadł argument: oni nie mają, a my mamy, poza tym, co to za problem przyjąć dwie dodatkowe osoby.
Opór w mojej mamie narastał przez lata, ja jako dziecko problemu nie widziałem.
Kompletna bezmyślność i brak wyobraźni u przyjezdnych objawił się bodaj 3 lata temu.

Wtedy moja mama wylądowała w szpitalu na kilka tygodni. Może nie było to najpoważniejsze ze wszystkich schorzeń, ale gdyby nie zostało odpowiednio szybko zdiagnozowane (udało się dopiero za trzecim razem, tja...) to mogło się skończyć śmiercią. Dość powiedzieć, że przez tydzień albo dwa mama w szpitalu jeździła na wózku, a po wyjściu z niego była jeszcze osłabiona.

Wyszła tuż przed Wielkanocą, czy ktoś się przejął? Gdzieee tam, wszystko odbyło się jak zwykle, czyli zjechali się na gotowe. Krew się we mnie zagotowała i od tego czasu namawiam rodziców by się zbuntowali i nie organizowali świąt.
I faktycznie w tym roku w moim domu impreza się nie odbędzie. Powód idealny - problemy finansowe, o których zresztą cała rodzina wiedziała. Żeby podkreślić jak specyficzna jest u mnie sytuacja: mama musiała rodzinę obdzwonić z tą informacją, czyli dokładnie na odwrót niż się to odbywa w innych domach :).

No ale pozostały jeszcze siostry babci, a one z organizacji świąt wycofać się nie zamierzały.
Na nieszczęście okazało się, że jedna z sióstr ma tętniaka i będzie operowana za tydzień. Wyjdzie przed świętami. Mama postanowiła odwołać się do rozsądku zarówno przyjezdnych jak i cioć. Użyła jednego rozsądnego argumentu: czy ciocia będzie w stanie znieść taki tłum osób tuż po wyjściu ze szpitala? Na ciocie podziałało, ale niezbyt skutecznie.

Niedawno natomiast zadzwoniła do mamy wspomniana już Piekielna, bodaj by pogadać na tematy ogólne. Mama wykorzystała okazję, by powiedzieć jej, żeby się zastanowiła nad przyjazdem, bo nie wiadomo, jak się ciocia będzie czuła. W odpowiedzi usłyszała: "No tak, no racja". Co następnie zrobiła? Ano zadzwoniła do cioci z pytaniem "Jak się będziesz czuła po wyjściu ze szpitala?"

Ręce opadają.

Edytowałem. Może teraz sytuacja wyda się jaśniejsza :).

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 20 (370)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…