Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#63441

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Z góry przepraszam za lekką niespójność tekstu i toporność, ale pisane to było na raty, po kilka zdań, w chwilach, kiedy dziecko przestawało mi kwękać (ale docieramy się powoli i z dnia na dzień kwęku jest coraz mniej :))
10 tygodni temu urodziłam zdrowego, pięknego syna. Przez wcześniejsze 9 miesięcy dane mi więc było dogłębne zaznajomienie ze służbą zdrowia, opieką nad ciężarnymi i polityką prorodzinną w naszym pięknym kraju. Jak wiadomo, po ujrzeniu 2 kresek na teście, pierwszym, co zrobiłam, było chwycenie w dłoń telefonu, żeby umówić się na wizytę u ginekologa. I:
Lekarz pierwszy „gburowaty luzak”:
Cały czas mówił mi per ty (mam 28 lat), kiedy odpowiedziałam mu na jedno z pytań w tej samej formie, straszne się oburzył („przecież sam zacząłeś” wreszcie poskutkowało), całą wizytę sugerował, że teraz mój chłopak na pewno ucieknie i ogólnie rzecz biorąc nie był zbyt przyjemny. Nic to, pomyślałam, lekarz nie musi być miły, tylko znać się na swojej robocie, więc zapisałam się do niego na kolejną wizytę. Wyznaczył termin za tydzień (ok, może na początku chce od razu zobaczyć wyniki badań, skrupulatny jest, nie znam się). Dyrdałam na cotygodniowe wizyty do niego przez 2 miesiące. Zakończyłam to, kiedy na 8 wizycie pożaliłam mu się na zapalenie ucha i niemożność dostania się do lekarza pierwszego kontaktu ze względu na obłożenie (pierwszeństwo ciężarnych nie było w ogóle brane pod uwagę przez rejestratorki). Mój lekarz wypisał mi receptę, podał, a kiedy spojrzałam zobaczyłam na niej nazwę antybiotyku. Zapytałam więc, czy na pewno mogę brać go w ciąży. Wytrzeszczył na mnie oczy i zakrzyknął „To pani jest W CIĄŻY?” Po czym nastąpiła tyrada na temat tego, że od razu takie rzeczy się mówi. Lekarz prowadzący, na 8 wizycie, z otwartą kartą pacjenta i historią choroby przed oczyma...Błagam...Zmieniłam
Lekarz drugi „to jest normalne”:
Po zmianie lekarza najpierw odetchnęłam z ulgą. Trafił mi się milczący, ale konkretny pan po 60, zracjonalizował terminy wizyt, zamiast mieszkać w przychodni, zaczęłam wizytować ją co miesiąc, pamiętał, co za „choroba” mnie do niego przywiała...cud, miód i orzeszki. Do czasu...W 4 miesiącu ciąży zaczęłam czuć się strasznie. Nie byłam w stanie przejść 200 metrów bez zadyszki i potwornego zmęczenia, spałam cały czas, w pracy, z konieczności, wlewałam w siebie do 1,5 litra kawy (inaczej zasypiałam za biurkiem i pojawiło się nade mną widmo bezrobocia!), a do tego doszły potworne bóle w barkach, łokciach i nadgarstkach. Do tego stopnia, że zaczęłam nagle sypiać po 3 h na dobę, bo po tym czasie budził mnie ból. Rano mój chłopak pomagał mi wiązać buty, a kiedy to on musiał wyjść wcześniej, wyłam z bólu, dociągając sznurówki (tak, dosłownie wyłam). Zgłosiłam lekarzowi. Usłyszałam „proszę pani, w ciąży to normalne, poza tym pani waży już z 75 kg, to kolana będą siadać”. Na przypomnienie, że mówiłam o górnej połowie ciała, wzruszył tylko ramionami. Ok, zacisnę zęby, przemęczę się. Muszę dodać, że na tym etapie chodziłam już z płaczem (bolało wszystko), wyglądałm jak zombie, a od położnej w rejestracji usłyszałam „proszę nie udawać, bo ten pan doktor nie wypisuje zwolnień”. Fakt, pracowałam wtedy po 12 h dziennie w call center i napomknęłam o tym fakcie przy wizycie....Czara się przelała, kiedy zaczęła lecieć mi krew z nosa. Codziennie, czasem kilka razy dziennie i nie po kilka kropli, ale chlustało jak węża ogrodowego...Co usłyszałam? Domyślacie się...? „W ciąży to normalne”...No, chyba jednak nie....Generalnie, miałam wrażenie, że gdyby nagle noga mi odpadła usłyszałabym to samo, jak mantrę
Lekarz trzeci „szalony naukowiec”
Pokochałam go od pierwszego wejrzenia. Wyglądał, jak grajek z centralnego, razem z błędnym spojrzeniem, ale wysłuchał, pomyślał i orzekł – na początek zwolnienie z pracy (okazało się, żę nie mogę jednak tyrać po 12 godzin w otoczeniu 150 komputerów) i badania hormonalne, mam przyjść znowu za 2 tygodnie. Na następnej wizycie czułam się o niebo lepiej. Bóle stawów wywoływało długotrwałe siedzenie za biurkiem. Wyniki badań mówiły zaś jasno – niedoczynność tarczycy. Nosz cholera, tak ciężko było dać mi skierowanie na 2 hormony, skoro i tak badałam krew co miesiąc..? Po 2 tygodniach łykania tyroksyny i jodu byłam nie ta sama....Do pracy lekarz nie pozwolił mi wrócić, zakazał również 15 km spacerów, które przed ciążą robiłam 3 razy w tygodniu i nabrałam na nie znowu ochoty, ale generalnie nie miałam na co narzekać. Miły, sympatyczny, dociekliwy, każdy problem, który mu zgłaszałam był omawiany, badany, znajdował rozwiązanie..Gdzie piekielność? Wizyty u tego lekarza kosztowały mnie 600 zł/msc. Tak, musiałam iść prywatnie, żeby ktokolwiek zainteresował się życiem i zdrowiem moim i mojego dziecka (niedoczynność tarczycy w ciąży może powodować komplikacje). Tyle, jeśli chodzi o politykę prorodzinną.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (74) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 143 (343)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…