Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#63468

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Już trochę ochłonęłam, mogę na spokojnie opisać wszystko, ale cały poprzedni tydzień miałam bardzo ciężki.

W moim domu od zawsze były jakieś zwierzęta, kilkanaście lat pies, w międzyczasie koty. Mieszkam na wsi, moje zwierzaki żyją w trybie wolnowychodzącym, to znaczy jedzenie i spanie w domu, spacery na podwórku do woli. Wszystkie były przygarnięte albo przybłędy, odrobaczane, wysterylizowane, szczepione, kotów miałam max 3. To tytułem wstępu.

W październiku przygarnęłam kota dachowca, Kocurek, Czesio ochrzczony, wiek ok 4 miesiące, rasa szaro-paski-biały. Przylepa, szybko polubił się z naszą zadomowioną kotka, grzeczny, kastracja już umówiona na styczeń. W niedzielę 7 grudnia, godzi 17,45 Czesio idzie do mnie po podwórku i wyje, podbiegam do niego, a jemu CAŁA skóra na dolnej szczęce wisi!!! Złapałam kota, biegiem do domu, telefon do wszystkich weterynarzy, do jakich mam numer. Nikt nie odbiera. Dzwonię do ostatniego jaki mi został, rzeźnik ale może chociaż zszyje. Próbowałam zapomnieć jak parę lat temu chciał uśpić mi psa, "bo stary i pewnie rak"- pies miał dyskopatię. Ale zadzwoniłam, odebrał, zgodził się zszyć, od razu bez oglądania krzyknął 150 zł, nie ma sprawy, chcę ratować kota. 18,10 jesteśmy na miejscu, pięć minut później kot już uśpiony, 18,50 kot nieprzytomny ale zeszyty, no to jadę do domu. W domu dopiero się przyjrzałam, kot ma brodę z boku (!) ale dobra, będzie krzywy, ale żywy. Co prawda do rana był nieprzytomny. Kołnierz założony, wszystko cacy.

Następnego dnia kot śmierdzi, siedzi w kącie, ślina mu kapie z pyska, obraz nędzy i rozpaczy. We wtorek udało mi się dostać do innego weterynarza, złoty człowiek, od razu 3 zastrzyki dostał, saszetki z elektrolitami do rozpuszczania w wodzie, kot 2 godziny później odżył, zaczął się łasić, mruczeć, nadzieja wstąpiła.

Środa po południu, kot czuje się dobrze, ale skóra odpadła po jednej stronie! Sączy się coś ropobodobnego. Znowu do weterynarza, już do tego drugiego, szył go ponad 2 godziny, zresztą byłam przy tym, naprawdę zrobił co mógł. Kot przed znieczuleniem zważony, pół godziny po zabiegu przytomny i zadowolony z życia. Czwartek wszystko dobrze, mimo że ten drugi specjalista nic nie obiecał bo było bardzo mało tkanki. W międzyczasie odwiedziłam pierwszego "specjalistę", był bardzo oburzony że mu niefachowość zarzucam, ale dziwne bo stówę oddał.... 50zł za fatygę wziął.

Piątek wieczór. Czesiowi skóra odczepiła się znowu. Znałam rokowania, bo drugi weterynarz mnie ostrzegał. W sobotę rano pojechałam go uśpić, tak się tulił do mnie, nie chciał mnie puścić, zasnął na moich rękach, na drugi zastrzyk już nie patrzyłam. Pochowałam go z mężem w lesie, lubił tam chodzić...

Dlaczego pierwszy wet nie kazał przyjechać na kontrolę? Czemu nie próbował mi wytłumaczyć czemu pierwszy zabieg nie wyszedł ani nie próbował mnie pocieszyć albo przeprosić? Czemu nawrzeszczał że nie mam prawa się go czepiać, a i tak kasę z własnej woli oddał? Czy gdybym od razu się dodzwoniła do pierwszego, to by Czesiowi pomógł? Już do końca życia będę się tym zadręczać.

Drugi weterynarz nie chciał ani wypowiadać się na temat pierwszego, ani nie dał sobie zapłacić. Jeśli znowu by się coś takiego zdarzyło, to prędzej dam nieszczęsnemu zwierzakowi w łeb siekierą niż pojadę do tego szarlatana. I najgorsze że Inspekcja Weterynaryjna podobno nic nie może zrobić, a to nie pierwszy przypadek kiedy coś spierniczył. Na Internecie psy na nim wieszają, a on dalej przyjmuje...

Przepraszam że tak chaotycznie, ale jak to piszę to przypomina mi się jak w sobotę rano przed uśpieniem się przytulał do mnie, leżał mi na kolanach, na szyi, jak chciał żyć, tylko ja nie chciałam przedłużać mu agonii, bo umarłby w końcu w cierpieniu... i nie mogę łez powstrzymać... żegnaj Czesio... Jak macie mnie zminusować , to minusujcie, tylko błagam nie piszcie hejtu...

Weterynarz...

Skomentuj (62) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 276 (468)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…