Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#63584

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od paru lat w lecie zatrudniam się jako wychowawca kolonijny. Obóz w lesie, przy jeziorze, piękne mazurskie widoki... byłoby pięknie gdyby nie dzieci. Wychowawcy często takimi słowami żartują sobie po skończonej pracy tj. po 23:45. Chociaż tak naprawdę w nocy też musimy być czujni i najlepiej spać z jednym okiem łypiącym na tych małych urwisów.

Dzieci są różne, głównie z rodzin robotniczych. No i oczywiście nasze ulubione, z domu dziecka. Nie jest regułą, że dzieci z DD są na starcie najgorsze. Często właśnie one są najbardziej kochane, przychodzą się przytulać, pytają czy zamiast Psze Pani/Pana można do wychowawców mówić po prostu Wujku/Ciociu no i są bardzo pomocne, bo nauczone podstawowych prostych prac. Jednak wśród nich są okazy które cierpią na FAS, oraz inne choroby przez co muszą brać leki psychotropowe.

Ostatnim razem w jednej z grup był chłopak, lat 11 nazwijmy go Andrzej. Andrzejek miał źle dobrane swoje leki, przez co w miarę jak poznawał otoczenie to rosła jego agresja. Po kilku dniach gdy tylko spuściłem go z oczu, on od razu wszczynał bójkę. Bez żadnego powodu. Po kliku następnych dniach przestał się całą kadrą obozową przejmować. Zgrywał cwaniaka i nadużywał swojej siły, był wyrośnięty jak na 11 latka.

Zaczynał bójki gdzie popadnie. Ktoś miał drewniany kij, (co było zabronione) Andrzej pod pretekstem przestrzegania regulaminu bez ostrzeżenia uderzył go w twarz i powiedział, że nie wolno mieć kijków, bo możesz coś komuś zrobić (facepalm). Potem było jeszcze gorzej, na zbiórkach wystarczyło, że ktoś z jego grupy krzywo na niego, a Andrzejek lądował na nim z pięściami krzycząc wniebogłosy.

My jako wychowawcy, upominaliśmy, braliśmy na bok, jedna dziewczyna z kadry godzinami z nim rozmawiała i próbowała na niego wpłynąć. Terapeuci obozowi praktycznie mieszkali w jego namiocie. Pewnej nocy uciekł... w tym momencie pomyślałem, że przesadził i go odeślą do DD. Po 3 godzinach biegania po lesie po kolana w błocie, znalazł się. Schował się w walizce namiot obok. Kiedyś dostałby lanie, miałby nagryzmolone w papierach i do końca obozu siedziałby w namiocie. Lecz nie, od następnego dnia wszyscy obchodzili się z nim jak z jajkiem. Klepali po głowie i cokolwiek nie zrobił, bardzo chwalili. Przy zdrowych dzieciach to działa, ale on potem powiedział reszcie obozowych rozbójników, że co by nie zrobili, to wychowawcy nie mają żadnej władzy i nic im nie mogą zrobić. I się posypało. Grupka dzieci które brały leki rozwalała cały obóz, gdy przyjechała policja na pogadankę, jeden z nich śmiał się policjantowi w twarz, gdy ten mówił o konsekwencjach karnych.

Zapytacie kto tu był piekielny? Dom Dziecka, ponieważ wysłał na obóz dzieci z źle dobranymi lekami oraz nie raczył zatrudnić terapeuty specjalizującego się w takich przypadkach, a ma to w obowiązku. I dodatkowo, gdy zadzwoniliśmy do pani Dyrektor DD i przedstawiliśmy sytuację to odpowiedziała, że DD jest zamknięty bo wszyscy są na urlopie. Radźcie sobie sami.

Od tego czasu obóz nie przyjmuje dzieci z Domu Dziecka. Szkoda tylko tych grzecznych...

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 455 (531)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…