Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#63594

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Do historii http://piekielni.pl/63468 . W skrócie musiałam uśpić kota bo miał poważny uraz szczęki, pierwszy wet go po partacku zszył, i w tamtej historii chciałam przestrzec przed złymi weterynarzami. Piszę tu bo nie chce mi się do każdego na PW pisać.
Rozumiem czemu historia nie trafiła na główną. Narracja była do bani, składnia też nie najlepsza, przecinki nie tam gdzie trzeba, ogólnie lepiej w podstawówce pisałam opowiadania. Pisałam to na gorąco, i dlatego wyszło takie badziewie. Ale czytając komentarze zaczęłam się zastanawiać nad pewną przypadłości naszego wspaniałego narodu.

Większość komentarzy miała za zadanie udowodnić mi że jestem bezduszną, leniwą, rozkapryszoną starą panną, nie chciało mi się opiekować biednym korkiem i z lenistwa go uśpiłam, ba! pewnie sama go okaleczyłam, tylko się przyznać nie chcę. Od razu też wyłonił się sztab ekspertów, weterynarzy, półweterynarzy, ćwierćweterynarzy i weterynarzy-studentów. I każdy wiedział jak wyleczyć mojego kota, a ja głupia mogłam się od razu ich spytać, zamiast leczyć zwierzaka u weterynarza z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem w zawodzie. Gdybym tylko wiedziała że są tacy znawcy tematu to bym od razu uderzyła do was!

Czy ktoś z was (poza kilkoma osobami, o czym na końcu) próbował się wczuć w moje położenie? Wie że spałam po 2-3 godziny dziennie, bo pilnowałam kota jak chodził w nocy po domu żeby krzywdy sobie nie zrobił? Karmiłam go strzykawką co 2-3 godziny bo jeść nie chciał? Jak serce mi do gardła podjeżdżało, gdyż patrzyłam na gnijącą skórę na szczęce mojego kotka? Że tydzień po jego uśpienia musiałam być na środkach uspokajających, żeby jakoś pracować? Co moment zyskiwałam nadzieję że będzie wszystko dobrze, po czym znowu coś się paprało. Rodzina miała przy nim dyżury, kiedy byłam w pracy. W pracy chcieli się składać na operację przeszczepu, gdyby się dało zrobić. Mam odłożone 2000, w razie czego wzięłabym kredyt. Kotu odpadła skóra ze szczęki, widać było krtań, na szczęce gołą kość, bez tkanki, nie chciało się w ogóle goić, kot słabł z dnia na dzień, dwa razy był szyty. Konsultowałam się chyba z 30 wetami, żaden nie chciał się podjąć leczenia. Nie chciałam go uśpić, ale nie chciałam go męczyć.
Ale WY wiecie lepiej. To moja wina. Nie zrobiłam wszystkiego. WY wiecie lepiej, bo staliście kiedyś koło weterynarza. Jak zwykle POLAK WIE LEPIEJ.

Dziękuję tym którzy jednak okazali odrobinę współczucia i nie mądrzyli się, żeby pokazać mi jaka głupia i bezduszna jestem. Okazali zrozumienie, nie jechali jak po burej suce, która i tak mało co załamania nerwowego nie przeszła. Dziękuję też za bardzo pocieszającą wiadomość na PW. Ktoś tam się czepiał składni, ale rozumiem, ta krytyka przynajmniej była uzasadniona.
A reszta... no cóż, drodzy specjaliści, mam nadzieję że was głowa nie boli od nadmiaru wiedzy. Bo ja nie chciałam się wymądrzać, tylko przestrzec przed złymi wetami.

Oj, pewnie się posypią joby i opieprze:)

Piekielni po prostu

Skomentuj (70) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 312 (646)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…