Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#63602

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przypomniała mi się historia z udziałem pewnego weterynarza sprzed jakiś 12 lat.
Miałam wtedy suczkę, baseta. Cudowna psina. Któregoś dnia gdy wracałam z nią ze spaceru postanowiłam wziąć coś z piwnicy (mieszkałam w bloku). Pies oczywiście poszedł ze mną. Ani się obejrzałam a tu psina wsunęła pozostawioną w kącie karmę z trutką dla szczurów. Wiem, moja wina. Nie zauważyłam kartki w kącie z ostrzeżeniem (na usprawiedliwienie mogę dodać, że informacja faktycznie była bardzo mało widoczna).
Nie zastanawiałam się ani chwili, biegiem z psem do najbliższego weterynarza który przyjmował praktycznie na przeciwko mojego bloku.
Weterynarz po wysłuchaniu mojej relacji dał psu jakiś środek który miał wywołać wymioty. Nie pamiętam nazwy tego preparatu ale jedyny efekt jego przyjęcia był taki, że pies po paru minutach zaczął się słaniać na nogach a następnie ślicznie zasnął snem kamiennym. Nie reagował absolutnie na żadne bodźce. Żadnych wymiotów pies nie miał. Weterynarz pokręcił głową i stwierdził, że on już nie bardzo wie co zrobić.
Świetnie...
Gdzieś w głowie świtało mi, że działanie trutki polega na zmniejszaniu krzepliwości krwi. Podzieliłam się tą informacją z wetem, jednak nie uznał on jej za tyle istotną by coś z tym zrobić. W takim układzie psa na ręce (ciężka cholera jak diabli, na dodatek bezwładna) i do domu. Jakoś go doniosłam, złapałam za telefon i dalej dzwonić. Dodzwoniłam się do spółdzielni mieszkaniowej, ustaliłam, jaki preparat został wyłożony, co jest odtrutką (witamina K tak na marginesie)i biegiem z powrotem do weterynarza. Dostałam preparat, strzykawkę i igłę i sama musiałam nieprzytomnemu psiakowi zrobić zastrzyk. Wszystko finalnie dobrze się dla psa skończyło. Weterynarz zaś dostał lekcję jak postępować nie należy (podając nieodpowiedni lek który zamiast wywołać wymioty wywołał sen u zwierzaka) i jak należy -przy przypadkowym spożyciu przez jakieś zwierzę trutki na szczury (szkoda tylko, że za tą lekcję to ja musiałam mu płacić i to wcale nie tak małe pieniądze) Ja zaś z kolei dowiedziałam się którego weterynarza mam omijać szerokim łukiem. Ciekawe tylko jak by się to wszytko mogło skończyć gdyby całe to zdarzenie miało miejsce już po godzinach urzędowania spółdzielni?
Swoją drogą do dziś się zastanawiam, czy facet tę weterynarię kończył korespondencyjnie czy jak?

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 156 (278)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…