Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#63616

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Moja babcia nie żyje.
Nie była jakąś złą babcią. Nie była też megadobrą. Jak każda starsza osoba miała swoje dziwactwa i zwyczaje, swoją moralność i swój sposób rozumowania, który był nie do podważenia(przez to większość rodziny uważała ja za osobę despotyczną).
Piekielności jest wiele:

***
Praca. Szef mojej matki mimo pokazania aktu zgonu, nie chce jej dać wolnego. Dlaczego? "Na pewno to sobie wymyśliła, żeby przygotować imprezę na Sylwestra, a akt wydrukowała z internetu."
Jasne. Już widzę ty tłumy ściągające akty zgonu in blanco, żeby tylko nie pójść do pracy i móc się narąbać jak świnia.

***
Wsparcie "najbliższych".
Smaczki typu "Ale zostawiła jakieś pieniądze? Ile?" można pominąć, bo ich zawsze było i jest dużo.
Hitem była ciotka, która po telefonie ze smutnymi wieściami zaczęła bawić się w wypominki że "Właściwie to dobrze jej tak, bo ona jej się od początku nie podobała. I jeszcze rodzinie pomóc nie chciała(według niej, DANIE 50 tyś zł z oszczędności na mieszkanie to obowiązkowa rodzinna pomoc. No chyba że jest w drugą stronę. To już nie.)".
System także rozwaliła inna członkini rodziny(nie pamiętam jaki krąg spowinowacenia). Zupełnie zignorowała jakiekolwiek wieści i zaczęła bluzgi na naszą rodzinę, twierdząc że jest "uciśniona" i że wszyscy chcą ją dobić, a tak w ogóle to jej nikt nigdy nie pomógł jak jej mąż zmarł, więc ona też nie zamierza nam pomagać.

***
Osobnym przypadkiem jest pani Dulska, która wlazła do mieszkania babci, kiedy moja mama szukała dokumentów, by porobić opłaty.
Speszyła się dopiero w momencie, kiedy moja mama ją zauważyła. Nie widziała niczego złego w przeglądaniu szafy babci, bo "to futro i tak już się jej nie przyda".

***

Obgadywania sąsiadek z bloku babci. Babcia nie była typowym moherem. Była raczej samotniczką, wesoło witającą wnuczęta, a im mniej ludzi ją odwiedzało na raz, tym bardziej była gościnna i otwarta.
Osiedlowe moherki zrobiły sobie od razu teorię. Że to wina rodziny, łasej na mieszkanie(mieszkanie w małym miasteczku śląskim, gdzie wszędzie daleko, prawie brak dojazdu dalej niż do granic miasta. Normalnie przepiękny kąsek). Mieliśmy ponoć ją otruć i przez to miała dostać zawału.
Bzdura pokazuje się nawet w tym, że całe pokolenia babci miały serce jak dzwon i na serce nie umarła.

***
Zapytania o zabawę. Ten brak logicznego myślenia to plaga.
Można zrozumieć Parsona(o mózgu wielkości orzeszka), który mimo iż wie, co się stało, za każdym razem pyta mojego ojca "jakie plany na Sylwestra? Gruba balanga?".
Ale pytania innych o treści "Weź, chodź zrobimy imprezę u ciebie jak rok temu, przecież było zarąbiście!", albo "Narąbiemy się razem?" w 5 minut po tym, jak są powiadomieni o naszej stracie są nie tylko nie na miejscu, ale są szczytem egoizmu. Jedynie dziewczyna zrozumiała przekaz zdania i postanowiłyśmy spędzić ten czas razem, ale nie na zabawie.


Naprawdę? Za każdym razem, kiedy ktoś z sąsiadów miał problem, pomagaliśmy. Z rodziny tym bardziej. Gdy syn sąsiadki po pijaku rozjechał dziecko, moja matka ją pocieszała, próbując wybić jej z głowy, że to jej wina.
Teraz wszyscy mają nas gdzieś, bo "są święta, a wam się na smuty zebrało".

kochana rodzinka sąsiedzi gratis

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 27 (381)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…