Historia sprzed kilku dni.
Szedłem sobie ulicą (taką z tych wyłożonych brukiem, coby ludzie mogli sobie popatrzeć, co w średniowieczu mieli pod smołą, obłożonych sklepami w zabytkowych kamienicach), nagle z naprzeciwka nadbiegła grupka kilku dzieciaków w przedziale wiekowym od 4 do 7 lat, po czym, jak mi się wydawało, zapukała do nie do końca zamkniętego okienka jednej z piekarni-cukierni (takie okienko do lodów itp.), po czym odbiegła z wrzaskiem, którym spłoszyli gołębie kilkadziesiąt metrów dalej i na dachach. Uciekli potem dalej między budynki, wrzask po kilkunastu sekundach w końcu ucichł.
Szedłem akurat tą stroną ulicy, i przechodziłem również przy tym okienku. Moją uwagę zwróciły przekleństwa oraz zamieszanie w okienku.
Piasek.
Dzieciaki rzuciły piaskiem. Nie czystym w miarę piaskiem, niczym z wydm w Łebie — to był najgorszy gatunkowo piach, koloru ciemnobrązowo-szarawego, ten, którego dotknięcie czymś powoduje pokrycie danej powierzchni kurzem.
Piasek, z tego co widziałem przez okienko, poszedł na półkę do wydawania lodów, wafelki, maszynę do lodów i chyba również lodówkę z ciastami (od wewnętrznej strony), choć mam nadzieję, że chociaż tam nie doleciał. Dość dużo piasku poszło również na twarz sprzedawczyni stojącej w pobliżu okienka.
Sprawdziłem tylko czy nie ma ich za rogiem przecznicy przecznicy w którą uciekli (śpieszyłem się, tak bym był jeszcze sprawdził do końca Szewskiej gdzieś), ale uciekli jednak dalej — widocznie mają już wielorazowe, na nieszczęście piekarni i klientów z piaskiem w ustach, doświadczenie.
Najmniejszy z nich miał nie więcej jak 4 lata, rzucający maksymalnie 6.
Szedłem sobie ulicą (taką z tych wyłożonych brukiem, coby ludzie mogli sobie popatrzeć, co w średniowieczu mieli pod smołą, obłożonych sklepami w zabytkowych kamienicach), nagle z naprzeciwka nadbiegła grupka kilku dzieciaków w przedziale wiekowym od 4 do 7 lat, po czym, jak mi się wydawało, zapukała do nie do końca zamkniętego okienka jednej z piekarni-cukierni (takie okienko do lodów itp.), po czym odbiegła z wrzaskiem, którym spłoszyli gołębie kilkadziesiąt metrów dalej i na dachach. Uciekli potem dalej między budynki, wrzask po kilkunastu sekundach w końcu ucichł.
Szedłem akurat tą stroną ulicy, i przechodziłem również przy tym okienku. Moją uwagę zwróciły przekleństwa oraz zamieszanie w okienku.
Piasek.
Dzieciaki rzuciły piaskiem. Nie czystym w miarę piaskiem, niczym z wydm w Łebie — to był najgorszy gatunkowo piach, koloru ciemnobrązowo-szarawego, ten, którego dotknięcie czymś powoduje pokrycie danej powierzchni kurzem.
Piasek, z tego co widziałem przez okienko, poszedł na półkę do wydawania lodów, wafelki, maszynę do lodów i chyba również lodówkę z ciastami (od wewnętrznej strony), choć mam nadzieję, że chociaż tam nie doleciał. Dość dużo piasku poszło również na twarz sprzedawczyni stojącej w pobliżu okienka.
Sprawdziłem tylko czy nie ma ich za rogiem przecznicy przecznicy w którą uciekli (śpieszyłem się, tak bym był jeszcze sprawdził do końca Szewskiej gdzieś), ale uciekli jednak dalej — widocznie mają już wielorazowe, na nieszczęście piekarni i klientów z piaskiem w ustach, doświadczenie.
Najmniejszy z nich miał nie więcej jak 4 lata, rzucający maksymalnie 6.
ul. św. Katarzyny Toruń
Ocena:
540
(600)
Komentarze