zarchiwizowany
Skomentuj
(37)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Tę historię dodam ze względu na to, że niedługo minie jej rocznica.
Będzie o tym jak urządził mnie mój ukochany #American Staffordshire Terrier choć to nie jego wina.
W zeszłym roku moje urodziny wypadały w środę, więc dzień średnio imprezowy, ale tradycja jest taka, że dziadki i rodzice przychodzą w odwiedziny w ten konkretny dzień. Po szybkiej kalkulacji, doszłam do wniosku, że nie opłaca się szykować wszystkiego na środę a potem w sobotę dla reszty gości,wynik- postawiłam na środę.
Wszystko raczej przygotowane, dom posprzątany. Skończyłam pracę o 16, goście mieli przybyć o 17 więc czasu mało. Po drodze jeszcze ostatnie zakupy. I tak wpadłam do domu za dwadzieścia 17. A to co zastałam to istna apokalipsa.
Któryś uczynny domownik postanowił wypuścić psa na plac, bo przecież takie ładne słoneczko było. Może i było ale temperatura nie była już tak przyjemna. Człowieczek psa wypuścił i pojechał do pracy. Pies zmarzł i oto efekt jaki zastałam:
-drewniane drzwi z tyłu domu przedrapane na wylot,
-cała kuchnia i taras w trocinach,
-drzwi niestety bez solidnego zamknięcia otwarte na oścież,
-temperatura w domu jakieś 12 stopni,
-i finał dom jakby odbyła się w nim strzelanina, podłogi i dywany we krwi z rozwalonych łapek psa, które nadziały się na śruby w drzwiach.
Natychmiastowy bieg do psa i oględziny łapek, ze względu że trochę się opierał trwało to dłuższą chwilę. Nagle drzwi wejściowe się otwierają i wpada rodzinka. Zamarli w przedpokoju, dwu letnia bratanica w ryk ja lecę z góry z rękami we krwi i ahhh co tu dużo mówić wystraszyłam ich nie na żarty.
Goście musieli siedzieć sami do powrotu z pracy mojego męża a ja przesiedziałam swoje urodziny u weterynarza.
Piesek ma się dobrze, połamał 4 pazury i miał rozciętą skórę między dwoma palcami, ale szybko zapomniał o wszystkim.
Za to uczynny domownik otrzymał niezłą reprymendę i polecenie używania mózgu.
# dla czepiających się w komentarzach
Będzie o tym jak urządził mnie mój ukochany #American Staffordshire Terrier choć to nie jego wina.
W zeszłym roku moje urodziny wypadały w środę, więc dzień średnio imprezowy, ale tradycja jest taka, że dziadki i rodzice przychodzą w odwiedziny w ten konkretny dzień. Po szybkiej kalkulacji, doszłam do wniosku, że nie opłaca się szykować wszystkiego na środę a potem w sobotę dla reszty gości,wynik- postawiłam na środę.
Wszystko raczej przygotowane, dom posprzątany. Skończyłam pracę o 16, goście mieli przybyć o 17 więc czasu mało. Po drodze jeszcze ostatnie zakupy. I tak wpadłam do domu za dwadzieścia 17. A to co zastałam to istna apokalipsa.
Któryś uczynny domownik postanowił wypuścić psa na plac, bo przecież takie ładne słoneczko było. Może i było ale temperatura nie była już tak przyjemna. Człowieczek psa wypuścił i pojechał do pracy. Pies zmarzł i oto efekt jaki zastałam:
-drewniane drzwi z tyłu domu przedrapane na wylot,
-cała kuchnia i taras w trocinach,
-drzwi niestety bez solidnego zamknięcia otwarte na oścież,
-temperatura w domu jakieś 12 stopni,
-i finał dom jakby odbyła się w nim strzelanina, podłogi i dywany we krwi z rozwalonych łapek psa, które nadziały się na śruby w drzwiach.
Natychmiastowy bieg do psa i oględziny łapek, ze względu że trochę się opierał trwało to dłuższą chwilę. Nagle drzwi wejściowe się otwierają i wpada rodzinka. Zamarli w przedpokoju, dwu letnia bratanica w ryk ja lecę z góry z rękami we krwi i ahhh co tu dużo mówić wystraszyłam ich nie na żarty.
Goście musieli siedzieć sami do powrotu z pracy mojego męża a ja przesiedziałam swoje urodziny u weterynarza.
Piesek ma się dobrze, połamał 4 pazury i miał rozciętą skórę między dwoma palcami, ale szybko zapomniał o wszystkim.
Za to uczynny domownik otrzymał niezłą reprymendę i polecenie używania mózgu.
# dla czepiających się w komentarzach
Ocena:
-1
(197)
Komentarze