Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany
Drobna piekielność jaka przydarzyła się mojej mamie, niby nic wielkiego, ale dla niej był to ciężki dzień...

W 2009 roku u mojej mamy wykryto nowotwór (chłoniak) dość groźny dla życia, lecz mimo to mama miała tyle szczęścia w nieszczęściu, że całe leczenie przeszła "podręcznikowo", wprawdzie było dość wyniszczające ale jednak efektywne. Po całym procesie chemioterapii, trwającym około roku i zakończonym sukcesem, musiała nadal jednak co trzy miesiące przyjmować dawki mniej agresywnej chemii wspomagającej (nie wypadały po niej włosy ani nie ciemniała skóra). Niewiem dokładnie czym ona się różniła, pewnie nawet nie był chemioterapią w dosłownym tego znaczeniu, a jedynie jakimś pochodnym środkiem, zwyczajnie nie wnikałem w to. I właśnie podczas jednej z takich "wlewek" dzieje się historia właściwa...


Wspomniane "wlewki" czyli dawki chemii wspomagającej, były podawane pacjentom przez kroplówkę w onkologicznym pomieszczaniu ambulatoryjnym przeznaczonym do tego, porostu pacjent kładł się na specjalny fotel, dostawał wkłucie i po około czterech godzinach mógł wracać do domu- i tak co trzy miesiące. W przypadku mojej mamy zazwyczaj wyglądało to tak, że starała się wyciszyć i przespać ten czas, ale jak wiadomo nie zawsze się to uda, tym bardziej jak na fotelu obok jest nadgorliwie gadatliwy pacjent...

Tak właśnie to wyglądało któregoś razu podczas kolejnej "wlewki", iż mamie "po sąsiedzku" trafił się rozgadany facet około 40stki. Niby w tym nic piekielnego, raczej ktoś powie że miło mieć towarzystwo? Może i tak, gdyby nie to że gagatek przez cały czas, BEZ PRZERWY opowiadał mojej mamie że to leczenie które im podają to "lipa" i wymieniał, ile to on osób ZNAŁ, co mimo leczenia poumierały! Oczywiście sam też "optymistycznie" wyraził swoje zdanie iż oboje tak samo na pewno umrą, nawet postawił diagnozę terminowa "góra rok"!! A że lekarze mówią inaczej? "Pani lekarze zawsze mówią że dobrze, a potem się umiera"

Efekt był taki że mama wyszła z sali zapłakana, do tego stopnia że ordynator analizujący wyniki jej badan okresowych, nie mógł jej przemówić do rozsądku, iż wszystko jest dobrze, i ostatecznie przepisał jej jakieś wyjątkowo mocne leki na uspokojenie...

Brawa więc dla rozgadanego pana z ambulatorium! Nie ma to jak nie tracić ducha walki w chorobie, i do tego wspierać towarzyszy niedoli dobrym słowem...

słuzba_zdrowia

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -14 (78)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…