O tym jak boleśnie przekonałam się o piekielności mojego banku...
Otóż żyję sobie od ponad ośmiu lat za granicą, bez większych problemów i traumatycznych doświadczeń. To samo tyczyło się mojego banku. Do czasu.
Jako że nastąpił nieco większy przypływ gotówki, a moje godziny pracy pokrywają się z godzinami pracy banku, wysłałam tam Lubego z ową gotówką i kartą - coby to wpłacić czym prędzej i nie trzymać w domu.
I tu zaczyna się cała przygoda. Na wejściu zabrano mu moją kartę i nie przyjęto gotówki - nie pomogły tłumaczenia że chodzi jedynie o wpłatę, a zabieranie karty jest bezzasadne. Nie jest właścicielem konta, nie został upoważniony I JUŻ.
Pani tonem pełnym pogardy poinformowała że zamówiła nową kartę i będzie NIEDŁUGO. No cóż. Mija dzień, drugi, piąty, tydzień...
Biorę zatem dzień wolny i udaję się do banku celem wyjaśnienia sprawy. Czego się dowiaduję? Pani nr 1 która zabrała kartę zapomniała zamówić nową. Pani nr 2 zasypuje mnie gradem pytań: jak to w ogóle mi zabrano kartę? Kto to taki niekompetentny(?!) Ale już zamawiamy drugą, nie obejrzę się i będzie po sprawie... Ok, zdarza się, wpłacam gotówkę, która wywołała całe zamieszanie i czekam grzecznie na kartę.
Mija kolejny tydzień. Ani karty ani PINu. Kolejna wizyta w banku, kolejny dzień wolnego. Czego się dowiaduję? Karta i PIN zostały wysłane... Na mój stary adres! Razem z gotówką którą przelałam chwilę wcześniej.
Tym razem historia z happy endem - nikt nie zrobił sobie użytku z karty PINu i dorobku mojego życia na koncie. Pewnie nie każdy miał tyle szczęścia...
Wisienka na torcie?
Przeprowadziłam się pół roku temu. Karta i PIN zostały wysłane na stary adres, który zaktualizowałam w owym banku zaraz po przeprowadzce. Nie przeszkadzał pani z obsługi fakt, że stoję przed nią, a kartę wysyła na adres oddalony o jakieś 500km...
Otóż żyję sobie od ponad ośmiu lat za granicą, bez większych problemów i traumatycznych doświadczeń. To samo tyczyło się mojego banku. Do czasu.
Jako że nastąpił nieco większy przypływ gotówki, a moje godziny pracy pokrywają się z godzinami pracy banku, wysłałam tam Lubego z ową gotówką i kartą - coby to wpłacić czym prędzej i nie trzymać w domu.
I tu zaczyna się cała przygoda. Na wejściu zabrano mu moją kartę i nie przyjęto gotówki - nie pomogły tłumaczenia że chodzi jedynie o wpłatę, a zabieranie karty jest bezzasadne. Nie jest właścicielem konta, nie został upoważniony I JUŻ.
Pani tonem pełnym pogardy poinformowała że zamówiła nową kartę i będzie NIEDŁUGO. No cóż. Mija dzień, drugi, piąty, tydzień...
Biorę zatem dzień wolny i udaję się do banku celem wyjaśnienia sprawy. Czego się dowiaduję? Pani nr 1 która zabrała kartę zapomniała zamówić nową. Pani nr 2 zasypuje mnie gradem pytań: jak to w ogóle mi zabrano kartę? Kto to taki niekompetentny(?!) Ale już zamawiamy drugą, nie obejrzę się i będzie po sprawie... Ok, zdarza się, wpłacam gotówkę, która wywołała całe zamieszanie i czekam grzecznie na kartę.
Mija kolejny tydzień. Ani karty ani PINu. Kolejna wizyta w banku, kolejny dzień wolnego. Czego się dowiaduję? Karta i PIN zostały wysłane... Na mój stary adres! Razem z gotówką którą przelałam chwilę wcześniej.
Tym razem historia z happy endem - nikt nie zrobił sobie użytku z karty PINu i dorobku mojego życia na koncie. Pewnie nie każdy miał tyle szczęścia...
Wisienka na torcie?
Przeprowadziłam się pół roku temu. Karta i PIN zostały wysłane na stary adres, który zaktualizowałam w owym banku zaraz po przeprowadzce. Nie przeszkadzał pani z obsługi fakt, że stoję przed nią, a kartę wysyła na adres oddalony o jakieś 500km...
Ocena:
232
(356)
Komentarze