Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#65071

przez (PW) ·
| Do ulubionych
To co mnie spotkało wczoraj sprawiło, że przestaje mnie cokolwiek dziwić. A najmniej ludzka głupota.

Sobota, korzystając z wolnego dnia wybrałam się na zakupy. Weszłam do jednej z tzw. lepszych sieciówek. Było wcześnie, przed południem, sklep był prawie pusty, więc darowałam sobie marsz przez cały sklep i zaczęłam przymierzać kurtki przy dużym lustrze między wieszakami. Swój płaszcz, kupiony dwa lata temu w tym samym sklepie położyłam na wieszaku w zasięgu ręki. I to był mój błąd.

Kilka słów o płaszczu: granatowy, z kaczego puchu, świeżo odebrany z pralni, futrzany kołnierz, brak kaptura (istotne), trochę na mnie za duży (po pierwsze schudłam przez dwa lata, po drugie zimą lubię się ubierać na cebulkę, więc jakoś mi się to wszystko musi pod okryciem zmieścić).

Przeszłam może 10 kroków, żeby odwiesić przymierzaną przeze mnie kurtkę, gdy do mojego płaszcza podeszła Piekielna Pani [PP] 50+ z [N]astoletnią córką i rozpoczęły przymierzanie.

[J]a: Przepraszam bardzo, ale ten płaszcz jest mój. - powiedziałam bardzo spokojnie i przyjaźnie, bo przecież każdemu może się zdarzyć pomyłka.

PP zupełnie nie przejęła się moją uwagą i wydawała N polecenia z gatunku "zapnij się", "obróć", "rękawy nie za długie?".

[J]: Przepraszam - bardziej natarczywym tonem - to jest mój płaszcz. On nie jest na sprzedaż, proszę mi go oddać.

PP w dalszym ciągu nie reaguje, ale N zaczyna rozpinać płaszcz.
[PP] sycząc do N: Przestań, to przecież jakaś oszustka, pierwsza tu przyszła i myśli, że jej się należy.

Przed oczami zobaczyłam czerwoną mgiełkę furii, odetchnęłam trzy razy i próbuję jeszcze raz:
[J]: Nie oszustka, tylko właścicielka, proszę mi to oddać.
[PP]: Odpieprz się, nie Twoje, więc wara.
Mnie już szlag zupełnie trafił, myślę o tym, żeby nie wybuchnąć i nie przywalić durnej babie na środku sklepu. Konflikt zwęszyła ekspedientka[E1], idzie w naszym kierunku, a ja myślę, że ona zakończy tę idiotyczną dyskusję.
[E1]: Czy mogę paniom w czymś pomóc?
[J]: Proszę wytłumaczyć PP, że N ma na sobie moją własność, która nie jest na sprzedaż.
E1 z pełną uwagą ogląda płaszcz i dochodzi do wniosku, że jak najbardziej, oczywiście, co tylko szanowna PP sobie życzy, płaszcz jest w ofercie, płaci kartą czy gotówką.

Mnie już trzęsie ze złości, tłumaczę jak krowie na rowie, że owszem kurtka jest z tego sklepu, jest z kolekcji sprzed 2 lat, nie, nie macie państwo jej w sprzedaży, niech sprawdzi, nie ma metki, nosi ślady użytkowania, ale o proszę na manekinie wisi bardzo podobny model, różni się tylko kapturem. E1 ze skupieniem godnym tworzenia bomby atomowej porównuje oba ciuchy i stwierdza, że ona nie wie, sprawdzi w systemie, ewentualnie zawoła kierownika, jakoś problem rozwiążemy.

W tym momencie PP zaczyna wrzeszczeć, że jestem oszustką, złodziejką, wariatką, że ona dziecku kurtkę chce kupić, czasu nie ma, musi wracać obiad gotować, a ja jej tutaj bezczelnie zawracam głowę jakimiś farmazonami, że to nie jest na sprzedaż.

Do orzeczenia, że mój płaszcz jest mój. potrzebne były dwie ekspedientki, kierownik sklepu, ochroniarz (sprawdził monitoring na którym widać, że wchodzę do sklepu w tym płaszczu). Gdy już wszystkie wyżej wymienione osoby były przekonane o mojej własności, N była na granicy płaczu, gotowa zdejmować płaszcz, PP w dalszym ciągu była zdeterminowana, żeby dziecku kurtkę kupić: tę, konkretną, żadną inną, bo przecież N w niej tak pięknie wygląda. Rozpoczęła więc licytacje. Zaczęła od 50 zł, podbijając cenę o 10 zł.

W ten sposób doszłyśmy do 300 zł. Obsługa sklepu zdenerwowana, zjawiło się więcej klientów, my przyciągaliśmy uwagę. Ja mam wrażenie, że wyjdę z siebie i stanę obok, a przynajmniej uduszę głupie babsko. Ja twardo się upieram, że nie sprzedam za żadne pieniądze, niech dzieciak mi kurtkę odda, zapomnimy o sprawie, ona ugotuje w domu obiad. PP dalej swoje.

Proszę E1 o wezwanie policji. PP dostaje szału, szarpie N, moją kurtkę i zarzeka się z ona to tu i teraz kupi. Prawie toczy pianę z ust.

Sprawa zakończyła się przyjazdem policji, histerią N, szaleństwem PP, oddaniem mi kurtki po wyraźnym poleceniu policjanta i prezentem w postaci karty prezentowej na 100 zł od sklepu w ramach rekompensaty.

Dla uściślenia:
1. Płaszcz kosztował mnie prawie tysiąc zł. Uwielbiam go, najcieplejsza rzecz jaką w życiu miałam.
2. Nie chciałam na siłę go z N zdejmować, żeby mnie nikt nie posądził o naruszenie nietykalności cielesnej, a poza tym nie chciałam jej zwyczajnie uszkodzić.

Wniosek dla mnie: zawsze idź do przymierzalni, szczególnie jeśli masz ubranie ze sklepu w którym się znajdujesz. Albo haftuj na ciuchach swoje imię i nazwisko, tak jak robią to mamy przedszkolaków na workach na buty.

sklepy

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 791 (885)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…