Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#65106

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Jak podpadłem... niewiadomo czym.
Jest sobie profesor... na potrzeby historii niech będzie Cywileński(jak Tuwim uosobił tym nazwiskiem piekielnego profesora to co ja będę się spierać).
Profesor ten jest przewodniczącym specjalizacji z mojego przedmiotu studiów.
W ciągu roku wszystko oddawałem w terminie, prace pisałem sumiennie. Były dwa kolokwia, z czego na ostatnim nie byłem z powodu choroby(usprawiedliwienia nie przyniosłem, skorzystałem z jednej z dwóch możliwych nieobecności.

Zbliżała się sesja.
Kolokwium, mimo iż to zwykłe czytanie ze zrozumieniem tekstów, które mieliśmy na zajęciach, wypadałoby napisać, nie?
Podchodzę do profesora, proszę o termin:
-Pan przyjdzie w czwartek o 10.
-Panie Profesorze, mam wtedy zajęcia. Nie dałoby rady w innym terminie...
-Pan podejdzie w tym terminie, albo nie pisze w ogóle.
Cóż było robić? Urwałem się z zajęć by pisać nieszczęsne kolokwium.
Patrzę... I co ja widzę? Zupełnie inne kolokwium o zupełnie innej tematyce niż było na zajęciach(tak, zrobiłem wywiad).
Kolokwium oblałem.
Piszę do profesora o następny termin w sesji. Odpowiedź:
-Proszę pana, to była poprawka. Na pierwszy termin, czyli wtedy kiedy miała cała grupa się pan nie stawił. Żegnam do sesji poprawkowej.

I tak minął tydzień egzaminów, sesja poprawkowa nastała.
Czekam, umawiam się. Cisza. Profesor nie odpowiada.
Wyłapałem kiedy egzaminuje starsze roczniki, czekam na niego. Wychodzi na przerwę:
-Proszę mi nie przeszkadzać, ja mam teraz przerwę i chcę odpocząć!
I poszedł wsiną dal. Po przerwie próbowałem zapytać go, gdy wchodził do sali:
-Proszę pana, ja przeprowadzam EGZAMIN USTNY! Pan jest niepoważny! Proszę skontaktować się ze mną za pomocą poczty elektronicznej!

Tak też zrobiłem. Cisza przez całą sesję poprawkową.
W końcu 2 dni przed końcem sesji dostałem wiadomość na skrzynkę o terminie, który przypadał... tego samego dnia w 2 godziny od wysłania wiadomości. Całe szczęście byłem blisko uniwersytetu.
Stawiłem się, zziajany. Kolokwium z pytaniami o treści "Napisz autora na podstawie tekstu" i dosłownie jedno zdanie składające się praktycznie z nowomowy, niemożliwej do odgadnięcia dla kogoś kto nie wykuł tekstu jak tabliczki mnożenia, litera w literę. Siedzieliśmy z paroma studentami ściśnięci i przyznam się, ściągałem od sąsiada.
Po sesji wyniki. Nie zdałem, miałem 0 punktów!
Paradoksalnie ten, od którego skopiowałem wszystko kropka w kropkę, dostał 4. Warto dodać że wszyscy mieliśmy tą samą grupę i te same zadania. Cywileński załatwił mi warunek za który muszę oczywiście, zapłacić. Mogę nawet nie zdać roku, gdyż w mojej rodzinie się nie przelewa.
Widać referat na zajęciach, dwa wypracowania i jedno z dwóch zdanych kolokwiów to za mało, by dostać tą parszywą tróję.

Co robić dalej? Walczyć? Pisać do dziekana? Awanturować się?
Gwarantowany wilczy bilet. Nawet jeśli wygram teraz, to na następnym roku Cywileński mnie uwali już z dwóch przedmiotów obowiązkowych, na które będzie miał wpływ bezpośredni.
Efekt? Przedmiot niezdany przez jedno czytanie ze zrozumieniem.

"Pocałujcie mnie wszyscy w ...
I ten profesor Cy...wileński. Pan wie za co, profesorze!"

uniwersytet

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -9 (127)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…