Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#65109

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wracam dziś wieczorem do bloku, godzina 21:00, wchodzę i od wejścia uderza w moje nozdrza przeraźliwy smród. Jeden z aniołów nocy ulokował się idealnie na pierwszym schodku klatki schodowej i w pozycji łamanej usnął, zmęczony zapewne rozmyślaniami nad sensem istnienia. Minąć go w bezpiecznej odległości nie sposób i wcale nie mówię tu o wyjściu poza promień rażenia zapachu utrudzonego myśliciela.

Jego pech, że moje serce i litość dla podobnych pustelników skończyły się jakiś rok temu, kiedy jeden z nich zostawił po sobie ślad bytności w postaci rozwolnienia spływającego leniwie po klapie zsypu i tworzącego poniżej malownicze bajorko. Dokładnie o tym marzy człowiek wychodzący rano do pracy i wyrzucający śmieci.

Niewiele się zastanawiając, wybrałam w telefonie zapisany numer straży miejskiej. Zgłosiłam problem, rzekłam, że czuję się zagrożona, że dość niefortunne miejsce ów człek sobie wybrał na spoczynek, że prosiłabym o wsparcie w negocjacjach i podałam numer mieszkania.
Usłyszałam mniej więcej taką odpowiedź:
- Zgłoszenie przyjęte i patrol zaraz tam podjedzie, ale tak już prywatnie... proszę mi powiedzieć, kto jest administratorem budynku?
- Przyznam szczerze, że nazwiska nie pamiętam...
- Bo chciałbym mu zasugerować rozwieszenie kartek ostrzegawczych, by nie wpuszczać.
- Wie pan co... takie kartki już wiszą od przynajmniej dwóch lat.
- Powiem pani, że to dziś będzie siódma interwencja w tamtym bloku. My przyjedziemy, tylko jak tutaj ludzi nauczyć, żeby sami nie doprowadzali do takich sytuacji? I dziękuję, że pani od razu numer mieszkania podała, miałem pytać, bo takich ludzi to wpuszczają, ale żeby nas wpuścili, musielibyśmy wchodzić incognito.
Rzeczywiście patrol był po kwadransie, zapewne pana wynieśli.

Pomijając pytanie, czy takich ludzi należy usuwać z klatki w nocy kiedy jest zimno, zastanawia mnie kilka spraw: dlaczego ja zapraszając gości do mojego lokum muszę brać za nich odpowiedzialność, a taki jeden dobry Samarytanin z drugim już nie? Czy wchodząc do klatki tak trudno zatrzasnąć za sobą drzwi? I wreszcie czy ci sami ludzie, którzy wpuszczają wyznawców Dionizosa, sprzątają później po nich fekalia czy wietrzą klatki? Bo jeszcze nie widziałam nikogo z mopem prócz sprzątaczki, choć oczywiście o niczym to świadczyć nie musi.

Dodam tylko, że jeszcze rok temu żal mi było tych ludzi, a nawet dziś prawdopodobnie nie dodałabym tej historii, gdyby nie to, że wczoraj rano korzystając z windy musiałam owinąć nos dwa razy szalem, bo aromat nakłaniał do głębokich przemyśleń typu "czy na pewno chcę po raz drugi podziwiać swoje śniadanie?" Wysiadając na parterze musiałam minąć się znów z uśmiechniętym i zadowolonym z życia człowiekiem, którego osoba do tego stopnia zapierała mi dech w piersiach, że jeszcze kilka kroków po wyjściu z bloku miałam odruch wymiotny. Podejrzewam, że był to Paskudny Stary Ron i jego Zapach; było to chyba najintensywniejsze doznanie węchowe w moim życiu.

Bardzo się cieszę, że są ludzie, którzy pomagają każdej zbłąkanej duszyczce, proszę jedynie, by nie robili tego kosztem pozostałych mieszkańców...

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 545 (583)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…