Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#65311

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Na moim osiedlu, prawie naprzeciw drzwi do mojej klatki, stoi duży, murowany śmietnik.
Każdego dnia zjawia się kilku okolicznych zbieraczy lub bezdomnych. Jako, że przychodzą wieczorami i nie wywlekają śmieci, większość osób nie ma raczej zbyt wielkich obiekcji, w każdym razie nikt ich nie przegania.

Kilka miesięcy temu zaczęła się pojawiać pani z córką. Kobieta w wieku średnim, córka chyba małoletnia jeszcze, zbierają gazety, puszki i tak dalej. Widać, że obie dość zabiedzone, brudne.

Po zrobieniu porządków w szafach wypełniłam cały wór ubrań i butów które są na mnie już za małe lub przestały mi się podobać. Jakieś swetry, bluzki, spodnie, w dobrym stanie. Była tam jeszcze jedna pościel, która na nową kołdrę nie pasuje i koc z jakąś Hanną Montaną czy czymś podobnym i płaszcz.

Zwykle takie ubrania oddawałam do kontenerów lub zanosiłam do placówek, ale odkąd zobaczyłam dwie swoje bluzki, które zostały oddane "dla biednych" wycenione w okolicznym lumpeksie, staram się sama rozdawać po znajomych.

Jestem dość niska i raczej szczupła, więc kiedy przyuważyłam przy śmietniku wspomnianą kobietę z córką, pomyślałam, że na oko to ciuchy na dziewczynkę będą pasować, więc podeszłam do nich i zagaiłam z pytaniem, czy chce trochę ubrań, ciepłych, na dziewczynę będą dobre.

Kobieta się ucieszyła, trochę ponarzekała, że jej Kasia (czy tam Krysia) to swetrów nie ma, że buty przeciekają, że ma jeszcze dwójkę dzieci młodszych, itp.

Koniec końców, następnego dnia miała przyjść po torbę, przyszła, zadowolona, podziękowań nie ma końca, aż mi się głupio zrobiło.
Zaczyna przebąkiwać, że może jeszcze jakieś pieniądze dać, na jedzenie. Na alkoholiczkę nie wyglądała, ale portfela ze sobą nie wzięłam, żeby nawet pójść ten chleb jej kupić, bo pieniędzy nie daję nigdy.
Kobieta trochę zaczęła fukać, że ona potrzebuje, że głodna, że mam DAĆ teraz.

Pomyślałam: "dać palec, weźmie rękę", więc to jej proszenie ucięłam, adres jadłodajni podałam (a bo znam i wiem, że tam każdy dostanie jedzenie, może to nie kawior, ale ja sama kaszę jadam, więc nie ma co Królowej Wiktorii zgrywać), do domu się zawinęłam.

Pół godziny później wychodziłam do sklepu i przyznam, że trochę mnie zamurowało. Większość ubrań leżała po prostu na chodniku przed blokiem, ale kogoś fantazja poniosła i pościel na małym śmietniku okręcił, a buty na ogrodzonym trawniku przed blokiem leżały.

Podniosłam. Cześć, na szczęście ta mniejsza, była tak ubrudzona ziemią, piachem z chodnika- podejrzewam, że ktoś to buciorami podeptał - że trzeba było wyrzucić. Pozostałe ubrania w miarę dobrym stanie po prostu wrzuciłam do reklamówki, tej samej, w której dawałam, a która walała się po trawniku i położyłam na śmietnik.

Następnego dnia po ciuchach nie było śladu, ktoś zabrał.

A kobietę z tą dziewczyną widzę czasem, gdy wieszam pranie na balkonie. Ale już nie ma sensu awantury robić, po podejrzewam, że jeszcze z zaskoczenia w pysk zarobiłabym.

osiedle

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 612 (634)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…