Pracuje na ochronie.
Sklep wielkopowierzchniowy, przedświąteczny szał zakupów. Stoję na linii kas obserwując kupujących gdy podbiega do mnie jakaś starowinka, ubrana schludnie lecz skromnie.
- Panie, leć pan szybko na sklep, bo panu Cygany na sklep wlazły! - krzyknęła szarpiąc mnie za rękaw. Była autentycznie poruszona, więc w pierwszej chwili uznałem, że stało się coś naprawdę poważnego. Nadałem na stacji (krótkofalówce), że mam zgłoszenie iż na sklepie znajdują się osoby nieporządne, najprawdopodobniej narodowości romskiej i że więcej szczegółów podam za chwilę. Gdy kolega z monitoringu potwierdził, wróciłem do staruszki która już złapała oddech.
- Dobrze, co oni robią? Czy zachowują się agresywnie lub próbowali panią okraść?
- Nie...
- W takim razie, widziała pani próbę kradzieży towaru?
- No nie... - w tej chwili zbaraniałem, bo przecież kobiet chwilę wcześniej zachowywała się prawie jak ofiara rozboju.
- To o co chodzi?
- No, Cygany wlazły panu na sklep... Będą kraść! - i w tamtej chwili zrozumiałem, że dla tej klientki KAŻDY Rom to złodziej. Natychmiast nadałem na stacji wiadomość, że to fałszywy alarm. Gdy staruszka to usłyszała niemal opadłą jej szczęka.
- To jak to tak?! Nie wyrzucicie ich?!
- Nie proszę pani, nie mamy do tego podstaw...
- TOŻ TO ZŁODZIEJE! Brudasy! Oni nie mają prawa kupować w sklepach dla ludzkich ludzi!
Musiałem odsunąć się od niej, bo krzyczała tak głośno, że istniało realne zagrożenie dla mojego słuchu. Niestety, jak krok w tył, ona dwa do przodu i ciągnie dalej:
- Jak wy tak możecie! Skandal! [...] Ja to do telewizji podam!
- Proszę się uspokoić. Oskarża pani niewinnych ludzi o złodziejstwo, tak nie wolno...
- Co nie wolno? Jak nie wolno? Gnoju jeden! Nie będziesz mi tu mówił co mi wolno! Sam pewnie jesteś z matki brudaski! Bękart!
Pokrzyczała, pokrzyczała, zebrało się dookoła sporo gapiów, a ta dalej swoje. Gdy zauważyłem, że obserwuje nas również śniadolica rodzina (ojciec, matka i małe, może sześcioletnie, wszyscy schludnie ubrani, typowa rodzina na zakupach) po prostu pękłem.
- Jeśli pani nie zamknie się w tej chwili, za trzy minuty będzie tu policja. Nienawiść i podżeganie do niej jest w tym kraju karalne. - mówiłem to całkiem głośno, co w praktyce oznaczało dobrowolne podłożenie głowy pod topór. Ludzie piszą skargi za mniej obcesowe zachowanie, a każdy taki świstek jest okazją do wywalenia pracownika. - A teraz zechce pani wyjść. - tu popełniłem kolejne przewinienie, bo złapałem ją pod ramię i osłupiałą wyprowadziłem ze sklepu. Jeśli nie dokonuję zatrzymania, nie wolno mi dotknąć jakiegokolwiek klienta.
Musiała być w naprawdę wielkim szoku, że ktoś "śmiał" tak się wobec niej zachować, bo poszła sobie.
Oczywiście, zaraz po wszystkim dostałem ochrzan od kierownika, bo powinienem załatwić to inaczej, a następnego dnia (w ten dzień nie pracowałem) babcia wróciła i zmieszała z błotem mojego zwierzchnika wraz z trzema pokoleniami jego i moich przodków, ale w gruncie rzeczy sytuacja rozeszła się po kościach. Do końca życia nie zapomnę też uśmiechu matki tamtej rodziny.
Sklep wielkopowierzchniowy, przedświąteczny szał zakupów. Stoję na linii kas obserwując kupujących gdy podbiega do mnie jakaś starowinka, ubrana schludnie lecz skromnie.
- Panie, leć pan szybko na sklep, bo panu Cygany na sklep wlazły! - krzyknęła szarpiąc mnie za rękaw. Była autentycznie poruszona, więc w pierwszej chwili uznałem, że stało się coś naprawdę poważnego. Nadałem na stacji (krótkofalówce), że mam zgłoszenie iż na sklepie znajdują się osoby nieporządne, najprawdopodobniej narodowości romskiej i że więcej szczegółów podam za chwilę. Gdy kolega z monitoringu potwierdził, wróciłem do staruszki która już złapała oddech.
- Dobrze, co oni robią? Czy zachowują się agresywnie lub próbowali panią okraść?
- Nie...
- W takim razie, widziała pani próbę kradzieży towaru?
- No nie... - w tej chwili zbaraniałem, bo przecież kobiet chwilę wcześniej zachowywała się prawie jak ofiara rozboju.
- To o co chodzi?
- No, Cygany wlazły panu na sklep... Będą kraść! - i w tamtej chwili zrozumiałem, że dla tej klientki KAŻDY Rom to złodziej. Natychmiast nadałem na stacji wiadomość, że to fałszywy alarm. Gdy staruszka to usłyszała niemal opadłą jej szczęka.
- To jak to tak?! Nie wyrzucicie ich?!
- Nie proszę pani, nie mamy do tego podstaw...
- TOŻ TO ZŁODZIEJE! Brudasy! Oni nie mają prawa kupować w sklepach dla ludzkich ludzi!
Musiałem odsunąć się od niej, bo krzyczała tak głośno, że istniało realne zagrożenie dla mojego słuchu. Niestety, jak krok w tył, ona dwa do przodu i ciągnie dalej:
- Jak wy tak możecie! Skandal! [...] Ja to do telewizji podam!
- Proszę się uspokoić. Oskarża pani niewinnych ludzi o złodziejstwo, tak nie wolno...
- Co nie wolno? Jak nie wolno? Gnoju jeden! Nie będziesz mi tu mówił co mi wolno! Sam pewnie jesteś z matki brudaski! Bękart!
Pokrzyczała, pokrzyczała, zebrało się dookoła sporo gapiów, a ta dalej swoje. Gdy zauważyłem, że obserwuje nas również śniadolica rodzina (ojciec, matka i małe, może sześcioletnie, wszyscy schludnie ubrani, typowa rodzina na zakupach) po prostu pękłem.
- Jeśli pani nie zamknie się w tej chwili, za trzy minuty będzie tu policja. Nienawiść i podżeganie do niej jest w tym kraju karalne. - mówiłem to całkiem głośno, co w praktyce oznaczało dobrowolne podłożenie głowy pod topór. Ludzie piszą skargi za mniej obcesowe zachowanie, a każdy taki świstek jest okazją do wywalenia pracownika. - A teraz zechce pani wyjść. - tu popełniłem kolejne przewinienie, bo złapałem ją pod ramię i osłupiałą wyprowadziłem ze sklepu. Jeśli nie dokonuję zatrzymania, nie wolno mi dotknąć jakiegokolwiek klienta.
Musiała być w naprawdę wielkim szoku, że ktoś "śmiał" tak się wobec niej zachować, bo poszła sobie.
Oczywiście, zaraz po wszystkim dostałem ochrzan od kierownika, bo powinienem załatwić to inaczej, a następnego dnia (w ten dzień nie pracowałem) babcia wróciła i zmieszała z błotem mojego zwierzchnika wraz z trzema pokoleniami jego i moich przodków, ale w gruncie rzeczy sytuacja rozeszła się po kościach. Do końca życia nie zapomnę też uśmiechu matki tamtej rodziny.
Ochrona adult
Ocena:
847
(1089)
Komentarze