Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#65599

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio na piekielnych została poruszona kwestia właścicieli psów i przypomniało mi się kilka sytuacji, gdzie właściciele psów okazywali się istotami pozbawionymi mózgu.

Często w sezonie jeżdżę rowerem głównie po lasach, polnych drogach i wsiach, których jest w moich okolicach dostatek. Część właścicieli psów z tych obszarów zupełnie olewa sprawę niebezpieczeństwa przez nie stwarzanego.

Sytuacja 1:
Góry bardzkie. Wdrapuję się pod górę po drodze usłanej „kocimi łbami”, które są tak duże, że nawet zjazd z góry wymaga wysiłku. Trzymając się szlaku mijam leśniczówkę z której wybiega do mnie zdecydowanie nieprzyjaźnie nastawiony, ogromny bernardyn. Widząc, że nie mam możliwości ucieczki ani w górę, ani w dół, zsiadam z roweru i odruchowo się nim zasłaniam. Każda próba spokojnego przejścia kończy się zastąpieniem drogi przez psa, który nie ma zamiaru mnie nigdzie puścić. Rozwściecza się coraz bardziej i doskakuje mnie coraz bliżej. Po kilku minutach wychodzi z leśniczówki jakaś pani. Patrzy się na psa, który atakuje faceta zasłaniającego się rowerem i... idzie sobie dalej. Krzyczę więc do niej, aby przywołała psa. Bez reakcji. Po chwili dopiero zaczyna go wołać. Pies się powoli wycofuje. „Dziękuję” za akt łaski.

Sytuacja 2:
Nocny przejazd po asfaltowych drogach w okolicach Szczelińca Wielkiego. Co kilkaset metrów zza ogrodzenia wyskakuje atakujący pies. Sprint pozwala dystansować zwierzęta, aż zrezygnują z pościgu. Po co zamykać bramę na noc? Niech się piesek wybiega po wsi.

Sytuacja 3:
Zbliżam się do dwóch rozmawiających kobiet. Przy nich kręci się mały pies. Zauważywszy mnie biegnie w moją stronę i próbuje ugryźć w buta. Raz mu się udaje. Krzyczę do kobiety, żeby trzymała swojego psa. W odpowiedzi słyszę, że „przecież on się tylko bawi, nie ugryzie”. Jasne, właśnie widzę. But w pysk pomaga. Dalej szczeka, ale już gryźć mu się nie chce.

Sytuacja 4:
Batorówek. Dojeżdżając do końca wzniesienia mija się dom, spod którego ZAWSZE wyskakują 3 psy i próbują kąsać po nogach. Właściciel zwykle nieobecny, a jak już się pojawi to czasem raz któregoś zawoła. Zawsze bezskutecznie. Tym razem pomógł gaz pieprzowy między oczy.

Sytuacja 5:
Wielka skoszona łąka niedaleko mojego miejsca zamieszkania (ok 10ha). Jakaś para postanowiła tam dać się wybiegać swoim owczarkom niemieckim. Dwa wilczury szczekając zastępują mi drogę. Jestem zupełnie bezbronny, nie mam nawet swojego gazu. Właściciele to tylko 2 sylwetki jakieś 700m dalej. Nawet nie wołają psiaków, bo są zajęci rzucaniem patyka innemu. Nie próbowały kąsać, więc wykorzystałem poradę znajomego: Nie patrz psu w oczy i przejdź spokojnie jakby nigdy nic. Niemalże z kupą w gaciach, ale się udało.

To tylko kilka sytuacji, a były ich dziesiątki, gdzie właściciela psa w ogóle nie było, lub miał w poważaniu co jego zwierzę robi. Najgorsze są domki pod lasami i w głębi lasów, gdzie nikt sobie nawet nie zaprząta głowy tym, że psy sobie wszędzie biegają i atakują kogo chcą. W górzystym i trudnym terenie nie zawsze jest możliwość odwrotu i ucieczki.

Nie wiem co ma w głowie człowiek, który widząc, że pies rozpruwa zębami moje spodenki mówi jedynie spokojnym głosem: „Pan się nie przejmuje, on jest tylko szczeka. Nie ugryzie.”

Ciekawe czy groziłoby mi coś, gdybym broniąc się przed psem, który mnie gryzie jakoś go skrzywdził, lub zabił. Pewnie właściciel by się bronił, że to kundelek łagodny jak baranek i nigdy nikogo nie ugryzł.

Niedawno kupiłem sobie chińską latarkę z paralizatorem, którego trzask podobno odstrasza zwierzęta. Mam nadzieję, że zniechęci agresywne osobniki przed atakiem. Nie wiem co takiego mam w sobie, że od dziecka nader często jakiś pies chce spróbować jak smakuję.

wsie lasy i szlaki

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 250 (444)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…