Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#65688

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moi rodzice mieszkają na wsi, nazwijmy ją Wioską. W tej niedużej miejscowości (około 120 osób, jakieś 40 domów)) znajduje się kościół, a właściwie kościółek, w którym posługę sprawuje ksiądz dojeżdżający z parafii w pobliskiej wsi oddalonej o niecałe 9 km. Tyle samo jest do Miasta, gdzie parafie są cztery.

W Niedzielę Palmową ksiądz ogłosił harmonogram sobotniego święcenia pokarmów w podległych mu kościołach, do Wioski miał przyjechać na 11:30.

W Wielką Sobotę zjawił się jednak już parę minut po 10:00. Sprzątające kościół kobiety z pretensją zapytał czemu nikogo nie ma i wysłał na wieś, żeby ściągać ludzi, bo on ma ledwie pół godziny. W większości domów trwała przedświąteczna krzątanina, pieczenie ciast, pasztetów, mięs, sprzątanie, część mieszkańców była w Mieście na zakupach, zatem do kościoła dotarło zaledwie około 10 koszyczków ze święconką – pierwsza fala dzieci wysłana z najbliżej położonych i zaalarmowanych w pierwszej kolejności gospodarstw.

Po ich poświęceniu, choć minęło dopiero 20 minut, ksiądz stwierdził, że musi już jechać i wyraził rozczarowanie postawą mieszkańców Wioski. Na próby zatrzymania go na dłużej odparł, że jak komuś zależy, to powinien zdążyć, a jak się nie podoba, to w Mieście może sobie święcić w którymkolwiek z czterech kościołów. Wyjeżdżając minął drugą falę „koszyczków”, ale zupełnie się nimi nie zainteresował.

Nie pierwszy i nie ostatni zapewne to przypadek, gdy ten ksiądz traktuje parafian niczym feudał swoich poddanych. Zaprawdę powiadam Wam: w pełni zasługuje on na miano "piekielnego".

ksieza

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 417 (547)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…