Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#65965

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rodzice chłopaka [Ch], właściwie narzeczonego, byli niesamowicie roszczeniowymi ludźmi (m.in. obraza za nie poproszenie ich o zgodę na zaręczyny oraz oczekiwanie, że chłopak odda całą wypłatę matce, która będzie mu ją wydzielać). Do tego ich wygórowane oczekiwania, nie wiązały się z żadną formą "nagrody", przewidywali tylko "kary" w przypadku ich niewykonania. Wiadomo, że rodzicom należy pomagać, ale czy w podzięce za urodzenie i wychowanie zostajemy prywatnymi niewolnikami? Niestety jego rodzice mieli brzydki zwyczaj szantażowania go emocjonalnie, jeżeli nie zamierzał w podskokach spełnić ich "próśb". Zwyczajowo nazywali go "złym synem", czasem dodając jak to się na nim zawiedli. Głównym argumentem był domniemany brak pomocy z jego strony. Przejdę do szczegółów.

Dla jasności: rodzice Ch nie byli głodującymi, niepełnosprawnymi staruszkami - w czasie dziania się większości opisywanych sytuacji mieli około 50 lat, zaś chłopak 26. Jego ojciec pracował w górnictwie oraz dodatkowo naprawiał sprzęt RTV, matka całe życie zajmowała się domem.

Scena pierwsza. Domek w górach.
Rodzice Ch zbudowali go na małej działce w górskiej miejscowości w Beskidzie Śląskim. Ponieważ dochód rodziny (2+2) do najwyższych nie należał, cała budowa wykonywana była tylko przez ojca i syna, a ciągnęła się latami. Dziwnym trafem większe roboty zawsze wypadały na matury / egzaminy na studia (tak, narzeczony to rocznik sprzed reform '8X) / sesje Ch. Te kilka nieobecności było mu wypominane po latach. Co z tego, że w każdym innym okresie przyjeżdżał tam kafelkować, malować, wykopywać krzaki z lasu i sadzić na działce (rodzice uznali je za dobry żywopłot), ponownie wykopywać owe krzaki, gdy okazało się, że roi się na nich od kleszczy, przywozić i sadzić nowy żywopłot - iglaki, oraz robić inne rzeczy, których nie pamiętam.

Scena druga. Sarna.
Ojciec nie pożyczał mu swojego samochodu, ale życzył sobie, by Ch prowadził, kiedy tamten napił się piwa. Tak było, gdy któregoś razu wracali z ww. domku po weekendzie. Kręta droga, las, zmierzcha się. Bach! Zwierzę wskoczyło pod koła. "No i co żeś ku*** gówniarzu zrobił!" pierwsze słowa ojca, gdy ocknął się z drzemki na siedzeniu obok kierowcy. Chłopak jechał z przepisową prędkością i może dlatego, a może też dzięki szczęściu nikt z pasażerów nie ucierpiał (r.i.p. sarno). Auto zostało naprawione z ubezpieczenia (wgniecenie maski, naruszenie zderzaka). Od tego czasu narzeczony nie dotykał ich samochodu, ale miał wozić ich dalej swoim.

Scena trzecia. Święto.
Na wszelkie częste (2,3 na miesiąc) uroczystości rodzinne urodziny, imieniny i rocznice syn obowiązkowo zawoził i odwoził rodziców - swoim samochodem (zarobił na niego i tankował go sam). Z tego powodu prawie za każdym razem uczestniczył w imprezie bez możliwości spożycia alkoholu. Kiedy pytał, czy może tym razem ojciec prowadzić, odpowiedź brzmiała - nie (ani matka Ch, ani jego nieletnia siostra, ani ja nie miałyśmy prawa jazdy).

Scena czwarta. Coś się zepsuło!
Narzeczony wracał do domu z pracy przed 16. Nierzadko kiedy kończył dniówkę, dzwonił jego ojciec, by przyjechał i naprawił drukarką / laptop / program do odtwarzania filmów lub (bezpłatnie) pomógł przy sprzęcie klienta. Alternatywnie pojechał z ojcem po coś do komputera, część potrzebną do zleconej naprawy. Chłopak oznajmił, że jasne, tylko zje obiad i wpada. Niestety nie była to prawidłowa odpowiedź, zwyczajowo padało - "bez łaski!" (zapamiętałam, gdyż dawno temu, w mojej podstawówce, używano tego zwrotu odwrotnie, czyli "łaski bez!") itd., itp. Argumentem Ch było, że czekałam na niego z ciepłym obiadem i byłoby mi przykro, gdyby nie przyjechał, a on sam o tej godzinie był głodny.

W każdym innym momencie, wieczorami, w weekendy, narzeczony służył rodzicom radą i pomocą, najczęściej techniczną. Na przykład wyprowadzając się, kiedy zabrał swój komputer i drukarkę, by nie zostawiać rodziny bez sprzętu, kupił im drukarkę, a młodszej siostrze, która korzystała z jego komputera - mały laptop.

Scena piąta. Coś się zepsuło! 2.
Tym razem będzie "dramatycznie". Narzeczony do odpornych zdrowotnie nie należał, bywało że co miesiąc łykał antybiotyki. Chodził wtedy do pracy, chyba że objawy się nasilały. Ale w stanie zamroczenia od gorączki widziałam go raz. Nie kontaktował co do niego mówię, miał zawroty głowy.

Pomogłam mu się położyć i dzwoni telefon. Głos jego siostry (16 lat) jest niewyraźny i bardzo piskliwy. Zrozumiałam tylko, że powtarza jego imię i żeby przyjechał. Że rodzice wyszli i kazali po niego dzwonić. Chłopak nie jest w stanie samodzielnie wstać, musiałabym go sprowadzić z trzeciego piętra i posadzić za kółkiem (a resztę dnia modlić się, żeby nikogo nie rozjechał i sam nie wpadł do rowu). Siostra nalega, podaję mu słuchawkę, ale on nawet jej nie rozumie. Tłumaczę, że narzeczony nie jest w stanie nigdzie teraz iść i się rozłączam. Okazało się, że kaloryfer w mieszkaniu rodziców zaczął tryskać wodą. Nastolatka mówiła, że pokrętło odpadło, kiedy chciała je przekręcić. Woda zalała panele i tryskała na bok komody. Dzwoniła po rodziców, a oni nie chcąc przerywać zakupów, wytypowali syna do zajęcia się sprawą. Oczywiście nie uwierzyli, że nie był w stanie, notorycznie wypominali mu jak to celowo zostawił ich w potrzebie i jakie zniszczenia (wypaczenie się paneli oraz mebla) z jego winy ponieśli.

Mimo śmieszności i schematyczności tych sytuacji narzeczony po większości rozmów z rodzicami, czy telefonicznych czy podczas odwiedzin, popadał w przygnębienie. Naprawdę wierzył, że jest chodzącym rozczarowaniem i złym synem dla swoich rodziców. Długie miesiące zajęło mi wytłumaczenie, że prośbie można odmówić, a jeśli powód odmowy jest ważny, proszący nie powinien się gniewać. Że Ch nie powinien brać do siebie ich słów obliczonych na manipulację, gdy na każde jego "nie mogę tego (teraz) zrobić", odpowiedzią jest "jesteś złym synem".
W końcu, po wysłuchaniu pretensji rodziców, Ch zamiast kulić się w sobie z miną zbitego psa, zaczął wzdychać zrezygnowany, a nawet, o zgrozo, uśmiechać się. Szybko namierzono sprawcę. Parafrazując Chylińską - Ja byłam winna.

z rodziną najlepiej na zdjęciu

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 541 (639)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…