Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#66066

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Druga historia z serii "praca w kawiarnio-restauracjo-piekarnio-ciastkarni". Miałem napisać wcześniej, ale niestety nauka ciągle przeszkadza.
Dla przypomnienia - pracowałem w tym przybytku jako sprzątacz, na czarno. Z pracy już odszedłem, ale wspomnienia jak żywe. Przejdźmy więc do konkretów:

1) Siostra szefa miała bardzo chore nogi. Wrzody, nie mam pojęcia co dokładnie, dla mnie wyglądało to jak ostatnie stadium trądu. Nie nosiła w pracy butów, (choć w butach przychodziła), lecz tylko grube skarpety, a pod nimi bandaże. Przykro było patrzeć jak z wielkim bólem pracowała w kuchni. Jeszcze mniej przyjemnym widokiem było to, że brudne i mokre od ran bandaże zmieniała właśnie w miejscu pracy.
Najmniej przyjemnym widokiem było jednak to, że tymi samymi rękami chwilkę później robiła kanapki. Czy myła ręce? Tak, myła. Pod koniec zmiany, czyli gdy zamykano już kawiarnię. Reakcja na uwagi? - "Przecież umyłam". Nawet wtedy, gdy zadając to pytanie czyściłem akurat jedyny zlew w zasięgu wzroku.

2) Ta sama siostra upuściła na kuchenną podłogę szklany słoik. Oczywiście stłukł się, niespodzianka. Co w takiej sytuacji robi odpowiedzialna osoba? Naturalnie rozgląda dookoła czy aby nikt nie widział, a na szklane odłamki... trzeba położyć papierowy ręcznik. Dokładniej to dwa listki tego ręcznika. Uprzedzając - nie mogłem zareagować, gdyż właśnie zbierałem od szefa opiernicz za sytuację w punkcie trzecim.

3) W restauracji był wielki ruch, zawiasy drzwi wejściowych skrzypiały prawie bez przerwy. Nie miałem tego dnia przychodzić do pracy, przynajmniej według mojej rozpiski. No, ale szef zadzwonił do mnie i poprosił żebym pomagał w kuchni obierać i kroić warzywa, ponieważ reszta pracowników prawie cały czas musi być na sali, no i trzeba biedakom pomóc. Oficjalnie nie powinienem się zgodzić, a on nie powinien mi tego proponować, bo nie miałem treningu ani uprawnień do pracy z jedzeniem, no, ale świat się nie zawali od tego, że poobieram ziemniaki, nie byłem wyjątkowo chory, więc trudno. Dopytałem jeszcze czy na pewno mam pomagać w kuchni, a nie tak jak zawsze tylko posprzątać, szef zapewnił mnie, że tak i oddał dowództwo nade mną jednej z pracownic. Po 4 godzinach obierania, krojenia i jeszcze raz obierania, przyszedł czas zamykać restaurację. Wszedłem do części kuchni, w której Siostra upuściła właśnie słoik i musiałem zostać 20 minut żeby wysłuchać pretensji na temat tego, że zamiast pozmywać podłogę i naczynia ja siedziałem w kącie i obierałem warzywa, a przecież widziałem, że mam normalnie pracować. Super!

4) Dostałem pewnego dnia zadanie wyczyszczenia frytkownicy. Takiej wielkiej, jakie można zobaczyć np. w McDonaldzie. Dobrze, praca okropna i mozolna, ale nie w tym problem. Z dna frytkownicy, po opróżnieniu jej z oleju wyciągnąłem dużą drewnianą łyżkę. Może komuś wpadła przy odsuwaniu jej od ściany (szef był tak miły i zrobił to zanim przyszedłem do pracy)? Nie. Musiała wpaść co najmniej tydzień wcześniej. Skąd wiem? Bo wtedy właśnie właściciel przyszedł do pracy zaaferowany i oznajmił nam, że należy wyrzucić wszystkie drewniane łyżki, mieszadła i tym podobne ze względu na jakieś tam regulacje, po czym przeszedł do czynu i wywalił wszystkie nie-plastikowe i nie-metalowe łyżki/mieszadła/inne takie. Nie wiem, co martwi mnie bardziej, to, że od mniej więcej tygodnia we frytkownicy gotowała się brudna zapewne łyżka, czy to, że olej nie był wymieniany przez tyle czasu.

gastronomia w uk

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 349 (411)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…