Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#66072

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zafascynowany opowieściami Tariji, które zgłębiam od dwóch dni, przypomniału mi się dwie historyjki. Pierwsza odnośnie zaginionej kotki. Trochę Piekielny jestem zarówno ja, jak i... Zobaczycie.

A więc mamy kotkę o wdzięcznym imieniu Krystyna. Około rok temu, gdy mieszkaliśmy jeszcze w innym miejscu, była kotem wychodzącym. Mieszkanie na parterze, zaraz obok rzeki, bardzo zielona i spokojna okolica, więc kupiłem obróżkę i bez obaw Krysię wypuszczałem. Nie jest ona typem samotnika, dlatego też średnio co godzinę wskakiwała na okno i sprawdzała co tam u nas słychać. Zawsze reagowała na "kicikici" i przychodziła na zawołanie. Gdy robiliśmy na podwórku grilla, zawsze kręciła się koło nas - ogólnie, towarzyski i przywiązany kotek.
Pewnego dnia wypuściłem ją około godziny 13 tej i sprzątałem sobie w domu. Zdziwiłem się, gdy od ponad godziny nie pojawiła się ani na chwilę. Minęła druga godzina, trzecia, zaniepokojony wychodziłem kilka razy na dwór i nawoływałem, ale ani śladu kota. Po 4tej godzinie zacząłem się mocno stresować, a wręcz irytować, bo musiałem pilnie wyjść z domu, a kota dalej nie ma. Ostatecznie uznałem, że jak zgłodnieje i poczeka, to się nauczy wracać do domu i udałem się na umówione spotkanie, zostawiając kota na zewnątrz i zamknięte, puste mieszkanie.
Wieczorem, koło 21 wracamy do domu. Kota nie ma. Ani pod drzwiami, ani w okolicy, na "kicikici" też nic nie przytuptuje. Połaziliśmy trochę po okolicy, niestety bez rezultatu. Kolejne 3 godziny byłem kłębkiem nerwów, co chwilę schodziłem na dół albo wychylałem się przez okno i nawoływałem, bez rezultatu. Około godziny 00:30-01:00 postanowiliśmy wybrać się na pobliską stację w celu zakupienia fajek i piwka, po drodze oczywiście dalej nawołując kota i rozglądając się za nim. Nic. Poszliśmy na stację, zakupiliśmy to co chcieliśmy i wróciliśmy pod dom. Kompletnie zrezygnowany, z miną co najmniej grobową, paląc papierosa przed klatką, zawołałem Krysię po raz ostatni.
WTEM!!! Słyszę kota! Jakieś takie stłumione miauczenie w oddali! Krysia! Natychmiast uciszyłem moją lubą i zacząłem nasłuchiwanie. Po krótkiej chwili okazało się, że... Stoi za szybą okienka piwnicznego, zamkniętego na 3 spusty i miałkoli żałośnie. No i kurde co tu robić?! 01:30 w niedzielę, okno zamknięte solidnie, wszyscy śpią, a kot głodny i zmarznięty płacze w jakiejś piwnicy. Po krótkiej naradzie i konsultacji co do numeru mieszkania - zostałem Piekielnym i rozpocząłem proces budzenia sąsiadów domofonem. O 01:30 w niedzielę. Po drugim dzwonku domofonu wreszcie czarnowłose babsko wychyla się z okna na parterze i zaczyna się wydzierać. Wydzierać szeptem, hehe. Tłumaczymy sytuację, a biedne zaspane babsko kompletnie nie rozumie o co chodzi, dopiero przy trzecim podejściu udało jej się zrozumieć sytuację. Wściekły, zaspany mąż kobity otwiera nam drzwi, schodzi z nami do piwnicy, a Krysia wskakuje mi w ramiona. Podziękowań i przeprosin nie ma końca, naprawdę wyraziliśmy szczerą skruchę, usłyszeliśmy, że "nie ma problemu, nic się nie stało", życzyliśmy dobranoc i zabraliśmy przerażonego zwierzaka do domu. Happy end. Zapomnieliśmy o sytuacji, Krysia nabawiła się tyle stresu, że nawet odechciało jej się wychodzić samopas i co najwyżej przesiadywała sobie na parapecie, obserwując okolicę.

Ale na tym oczywiście nie koniec. Przecież nie tylko ja miałem być piekielny. Około pół roku później, moja luba jak zwykle rano wychodziła do pracy. Wychodząc natknęła się na w/w sąsiadkę, do której najwyraźniej "przyjechała ciocia", bądź też mąż ją zwyczajnie vkurvił. Oczywiście nagle sobie przypomniała sytuację sprzed pół roku! I już zaczyna się nakręcać:
[Sąsiadka]: CO ZA LUDZIE! ŻEBY TAK BIEDNYCH PRACUJĄCYCH W ŚRODKU NOCY BUDZIĆ! NIE MACIE SZACUNKU! CHAMY!
[Looba]: Nie rozumiem... Przecież przepraszaliśmy wielokrotnie, naprawdę nam przykro, zresztą to było pół roku temu...
[S]: Nie pyskuj GÓWNIARO! CO TY SOBIE WYOBRAŻASZ! NIE MASZ ZA GROSZ PRZYZWOITOŚCI!
i tak dalej i tak dalej... Luba odparła tylko, że nie przypomina sobie, aby przeszły na "Ty", rzuciła bliżej nieokreśloną ciętą ripostą i poszła.

Sąsiedzi to długą pamięć mają. I za grosz miłosierdzia.

PS: Ciekawostka, w tę samą niedzielę trwały poszukiwania kotki mojego ojca. Około 18:00 odnalazła się. U sąsiada, klatkę obok. W piwnicy!

sasiedzi

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 17 (169)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…