Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#66319

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Mieszkam przy dość często użytkowanym skrzyżowaniu bez świateł naprzeciwko kościoła i właśnie ten widok mam z okna (2 piętro).
Akurat tego dnia była jakaś awaria prądu i działała chyba tylko jedna latarnia.

Zima, godziny popołudniowe (17:30?), ale ciemno już, jak to w zimie, było (a do tego nawet trochę śniegu leżało). Jem obiad w salonie, mama coś tam pichci w kuchni, tato czyta gazetę i nagle sielanka się kończy. Słyszymy głuchy huk, a mama momentalnie zaczyna wrzeszczeć (stanowczo było to coś więcej od krzyku). Biegniemy z tatą przerażeni, że coś sobie zrobiła, wbiegamy do kuchni i widzimy mamę we wszystkich kawałkach wrzeszczącą do okna. Mama nie kontaktuje za bardzo, pewnie przekrzyczała samą siebie, no to podbiegam do okna i widzę, że ktoś leży na ulicy, zatrzymują się jakieś samochody.

Zadzwoniłam po pogotowie, nakreśliłam sytuację i znów podchodzę do okna (tato zdążył już zabrać mamę do innego pokoju). Widzę, że zebrał się już niezły tłumek (w końcu jest na co popatrzeć!), widzę, że poszkodowany (a jak potem się dowiedziałam - poszkodowana) leży dalej, ale ktoś tam trzyma kolanami głowę (robi się tak przy podejrzeniu urazu kręgosłupa), trójkąty ktoś już ustawił, więc zostaję w domu i staram się uspokoić mamę, w końcu nadciśnienie to poważna sprawa.

Po uspokojeniu jej dowiaduję się, że poszkodowana przechodziła środkiem nieoświetlonego skrzyżowania, oczywiście ubrana na czarno, w celu skrócenia sobie drogi na wieczorną mszę. Kierowca jej nie zobaczył (no bo jak?), a poleciała, według mamy, na odległość co najmniej 5 metrów. Niefajnie.
No nic, karetka panią zabrała, mama już w lepszym stanie, o sprawie chwilowo zapominam.

Parę dni później dowiaduję się, że poszkodowana to babcia mojego dalszego sąsiada, która, swoją drogą, w sumie to zawsze tak sobie skracała drogę. W końcu się nie udało.

Uwaga, tutaj zaczynamy piekielność właściwą.

Mija znów kilka dni, od sąsiada dowiaduję się, że babcia zmarła w szpitalu, a tego "sk****syna, który ją zabił" pozywają.
Włącza mi się lampka, no bo zaraz zaraz, to staruszka przechodziła przez środek skrzyżowania, pan jechał przepisowo (tak mówiła przynajmniej moja mama), a po kolizji zatrzymał się, żeby pomóc, no to jak? Sąsiad mówi, że "to jakieś plotki, pierwsze słyszy".

Co się okazało? Wszyscy ludzie, którzy później zebrali się, żeby sobie pooglądać, to okoliczni mieszkańcy. Powiedzieli policji, że pani szła po pasach, bo zawsze tak robiła, a "ten wariat" jechał ze 100 km/h.
Nie powiem, zdenerwowałam się. Próbowałam rozmawiać z sąsiadem, ale chyba gniew nie pozwolił mu przyjąć innej wersji. Poszłam na posterunek policji, ale tam dowiedziałam się, że jeśli to mama widziała zajście, to ona musi złożyć zeznania.

No dobrze, w takim razie wracam do domu porozmawiać z mamą, a z rozmowy dowiedziałam się, że:
- ona nie będzie sobie robić problemów
- potem wszyscy sąsiedzi będą ją obgadywać
- faceta nie zna, co ją obchodzi, że dobry człowiek będzie odpowiadał za nieumyślne spowodowanie śmierci (dobrze strzeliłam?)
- a tak w ogóle, to ona już nie wie co widziała

Nie wiem, co się stało z kierowcą. Mam nadzieję, że dostał wyrok najwyżej w zawieszeniu, albo ktoś zmądrzał i powiedział, że wypadku jednak nie widział.

Więcej piekielności z mamą w roli głównej już niedługo.

wypadek rodzina stare_babcie

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 340 (422)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…