O dobrych i złych glinach.
W sąsiedniej miejscowości wyremontowano ulicę. Chodnik pozostawiono tylko po jednej, zabudowanej stronie, a wzdłuż lasu ułożono ścieżkę rowerową. Pieszym nie wolno chodzić po ścieżce, rowerzystom natomiast zabrania się jeździć po ulicy i chodniku. Całość przebiega aż do granicy między miastami.
Moja znajoma (powiedzmy, Alicja), jako zapalona cyklistka, często tamtędy jeździ. Nie waha się przy tym dzwonić na policję, gdy ktoś ścieżkę blokuje. Mamusie z wózkami, emerytki z kijkami, źle zapakowane samochody - mandaty dla nich się sypią - i słusznie.
Pewnego razu Alicja zobaczyła na owej ścieżce jakieś zbiegowisko. Stał na niej w poprzek, uniemożliwiając przejazd, radiowóz, wokół którego awanturowało się kilku rowerzystów. Zeszła więc z roweru i zapytała, o co chodzi.
Chyba bym nie uwierzyła, gdybym o tym nie usłyszała z kilku źródeł.
Radiowóz specjalnie stanął na ścieżce rowerowej, aby jej użytkownicy zjeżdżali na szosę (alternatywą było wjechać w pokrzywy lub zawrócić). W ten sposób piekielni policjanci prowokowali wykroczenie, za które natychmiast wystawiali mandat.
Alicja, ze względu na swoje częste kontakty z "władzą" przepisy znała. Nie dała się więc wmanewrować, nie wdała się też w żadną pyskówkę - tylko zadzwoniła na policję.
Wezwała policję do policji.
Przyjechała znana jej już ekipa z naszego miasta. Ochrzanili nadgorliwców z radiowozu, anulowali wszystkie wystawione mandaty i przywrócili koleżance wiarę w mundur. Co więcej, wbrew powiedzeniu, że kruk krukowi oka nie wykole, nadali sprawie dalszy, oficjalny bieg. Nie obyło się bez konsekwencji, o czym Alicja z satysfakcją mi opowiedziała.
Podobno akcja na ścieżce rowerowej nie była pierwszym takim wyskokiem tych policjantów. Oni w tej całej historii byli bezsprzecznie piekielni, ale ja widzę tu pewne tło: musieli mieć do takich działań jakąś motywację, kto wie, czego przełożeni od nich wymagają.
W sąsiedniej miejscowości wyremontowano ulicę. Chodnik pozostawiono tylko po jednej, zabudowanej stronie, a wzdłuż lasu ułożono ścieżkę rowerową. Pieszym nie wolno chodzić po ścieżce, rowerzystom natomiast zabrania się jeździć po ulicy i chodniku. Całość przebiega aż do granicy między miastami.
Moja znajoma (powiedzmy, Alicja), jako zapalona cyklistka, często tamtędy jeździ. Nie waha się przy tym dzwonić na policję, gdy ktoś ścieżkę blokuje. Mamusie z wózkami, emerytki z kijkami, źle zapakowane samochody - mandaty dla nich się sypią - i słusznie.
Pewnego razu Alicja zobaczyła na owej ścieżce jakieś zbiegowisko. Stał na niej w poprzek, uniemożliwiając przejazd, radiowóz, wokół którego awanturowało się kilku rowerzystów. Zeszła więc z roweru i zapytała, o co chodzi.
Chyba bym nie uwierzyła, gdybym o tym nie usłyszała z kilku źródeł.
Radiowóz specjalnie stanął na ścieżce rowerowej, aby jej użytkownicy zjeżdżali na szosę (alternatywą było wjechać w pokrzywy lub zawrócić). W ten sposób piekielni policjanci prowokowali wykroczenie, za które natychmiast wystawiali mandat.
Alicja, ze względu na swoje częste kontakty z "władzą" przepisy znała. Nie dała się więc wmanewrować, nie wdała się też w żadną pyskówkę - tylko zadzwoniła na policję.
Wezwała policję do policji.
Przyjechała znana jej już ekipa z naszego miasta. Ochrzanili nadgorliwców z radiowozu, anulowali wszystkie wystawione mandaty i przywrócili koleżance wiarę w mundur. Co więcej, wbrew powiedzeniu, że kruk krukowi oka nie wykole, nadali sprawie dalszy, oficjalny bieg. Nie obyło się bez konsekwencji, o czym Alicja z satysfakcją mi opowiedziała.
Podobno akcja na ścieżce rowerowej nie była pierwszym takim wyskokiem tych policjantów. Oni w tej całej historii byli bezsprzecznie piekielni, ale ja widzę tu pewne tło: musieli mieć do takich działań jakąś motywację, kto wie, czego przełożeni od nich wymagają.
policja
Ocena:
339
(471)
Komentarze