Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#66362

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia, przez którą o mały włos nie pożegnałam tego świata.

Mam 30 lat i dwoje dzieci. Zbliżały się jak u każdej kobiety TE dni. Bolał mnie brzuch, każdego dnia coraz bardziej. Z początku myślałam, że to w sumie normalne. Nie normalne jednak, że za długo i za mocno... Pojechałam więc do lekarza. Niestety pani doktor stwierdziła, że przez miesiączkę ona niestety nic nie jest w stanie zobaczyć. Zaleciła faszerować się lekami p/bólowymi i czekać na koniec miesiączki.

Niestety mam wysoki próg bólu (kiedyś myślałam że to zaleta, tym razem prawie mnie zabiła). Doczekałam do końca. Ale do ogromnego bólu brzucha doszła gorączka.
Pogotowie. Zbadał mnie ginekolog, zrobił usg. Diagnoza - powiększony jajnik, antybiotyk, za 3 dni do kontroli.

Nie doczekałam do trzeciego dnia, nazajutrz do bólu, gorączki, doszła biegunka i obrzmienie brzucha takie, że ktoś obcy powiedziałby że to przynajmniej szósty miesiąc ciąży. Umówiłam się prywatnie, w ciągu dnia dzwoniłam do tego ginekologa aby przyspieszyć wizytę, bo już po prostu nie mogłam funkcjonować. Co się okazało? Jajnik był owszem powiększony, dlaczego? Ponieważ była na nim duża torbiel. Dlaczego obrzmiałam? Bo owa torbiel już pękła i zalała narządy wewnętrzne, zmieniając się w ostre zapalenie otrzewnej. Lekarz, ten prywatny, dziwił się że tamten poprzedni tego nie widział dzień wcześniej. Potrzebna natychmiastowa operacja. Szpital. Pytam - który. Najbliższy... No to jadę.

Pominę 2-godzinne przyjmowanie mnie na oddział. Mało tego, kto mnie przyjmuje? Dr, który mi wtedy wypisał antybiotyk na powiększony jajnik (na marginesie - ordynator ginekologii). Kiedy mu pokazuję opisy i zdjęcia od prywatnego ginekologa, prosząc aby coś przyspieszono, bo już nie wytrzymam, lekarz bierze kartki, szarpie nimi i mówi - Co mi tu pani pokazuje, czego pani w ogóle ode mnie chce?! Te płyny to ja już wczoraj widziałem!

Po tych ostatnich słowach zrobiło mi się jeszcze bardziej słabo o ile to możliwe.

Jestem już w łóżku, przychodzi położna z kroplówkami. Pytam czy będzie mnie badał lekarz. A ona na to, że dr powiedział że widział panią wczoraj, to już nie będzie latał...
Noc rzecz jasna nie przespana. Leki nie zmniejszyły bólu.

Wizyta poranna. Sądzicie, że lekarz (ten sam co wczoraj wieczorem + kilku innych) pyta jak się czuję? Nie, nawet na mnie nie spojrzał. Więc ja mówię, że przez to obrzmienie nie mogę oddychać, a on na to że to nieginekologiczne i wychodzi z sali...
Czułam się jak śmieć. Może nawet gorzej.

Po chwili przychodzi raz jeszcze z chirurgiem. Chirurg po krótkim badaniu - natychmiast na stół. Znów rozmowa tylko między nimi. Wychodzą z sali.

I jeszcze kwiatek na koniec.
Raz jeszcze przychodzi do mnie ordynator, łaskawie poinformować że za chwilę będzie operacja. Tylko tyle i wychodzi, chciałam go zatrzymać, dowiedzieć się więcej, ale żadne mądre pytanie nie nasunęło mi się akurat w tym bólu, więc pytam po prostu czy przeżyję. Lekarz wzruszył ramionami, powiedział NIE WIEM i wyszedł z sali. Gdyby się chociaż uśmiechnął, być może potraktowałabym to jako taki chory żart, ale nawet nie wiecie w jaką wpadłam histerię...
Choć miało to miejsce w grudniu wciąż nie doszłam jeszcze do siebie. Na brzuchu mam cięcie w kształcie litery T, od pępka w dół. Dużej litery T...

Sprawa w prokuraturze. Ale coś wątpię aby lekarzowi coś udowodniono...

Żagań

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 599 (703)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…