Jesień zeszłego roku. Razem z ciotką, późnym popołudniem, wybrałyśmy się do lasu nazbierać żołędzi. Dzień chylił się ku końcowi - typowa jesienna szarówka. Z oczami wlepionymi w podłoże powoli sunę, naprzód zbierając co ładniejsze okazy.
Nagle moje czoło uderzyło w obiekt bliżej nieokreślony, co spowodowało zatrzymanie się reszty ciała i podniesienie wzroku do góry.
Krzyk, żołądek, a z nim obiad, w przełyku, serce kołacze jak oszalałe. Moim oczom ukazał się taki oto widok: do gałęzi przywiązana lina, na końcu liny szubieniczny węzeł, a na nim pies...
Musiał wisieć tam już od dłuższego czasu był bowiem przegnity i częściowo zjedzony.
Nie wiem jakim skur**synem trzeba być, żeby zrobić coś takiego. Dodatkowo, gdyby spotkał go ktoś o słabych nerwach, mogłoby się to skończyć inaczej niżeli tylko solidną porcją strachu.
Nagle moje czoło uderzyło w obiekt bliżej nieokreślony, co spowodowało zatrzymanie się reszty ciała i podniesienie wzroku do góry.
Krzyk, żołądek, a z nim obiad, w przełyku, serce kołacze jak oszalałe. Moim oczom ukazał się taki oto widok: do gałęzi przywiązana lina, na końcu liny szubieniczny węzeł, a na nim pies...
Musiał wisieć tam już od dłuższego czasu był bowiem przegnity i częściowo zjedzony.
Nie wiem jakim skur**synem trzeba być, żeby zrobić coś takiego. Dodatkowo, gdyby spotkał go ktoś o słabych nerwach, mogłoby się to skończyć inaczej niżeli tylko solidną porcją strachu.
zwierzęta_las
Ocena:
590
(646)
Komentarze