Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#66743

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Pracuję w salonie u jednego z telekomów.
Kiedy zaczynałam pracę, zachwyciłam się jednym z producentów, mającym zresztą fabrykę w Polsce. Telefony mieli dobre, mało awaryjne, pomysły ciekawe, ceny niskie.

Ostatnio ich telefony mają jedną dużą wadę: serwis.
Od kilku miesięcy nie da się z nimi dojść do ładu.
Już pół roku temu, miałam ochotę ich roznieść. Wysyłamy telefon z tytułu niezgodności, tuż przed świętami.
Kilka słów wyjaśnienia: w takiej sytuacji mamy 14 dni kalendarzowych na danie odpowiedzi, czy reklamacja została uznana. Za reklamację odpowiada sklep, ale telefon jest wysyłany do autoryzowanego serwisu, który musi potwierdzić jej zasadność.

I akurat w tym okresie na 14 dni ponad połowa była wolnych. Dzwonię w sprawie telefonu raz, drugi, trzeci - za każdym razem oni jeszcze mają czas. Nie mają, bo termin się zbliża, ale żadne prośby, ani groźby nie działają. Termin praktycznie upływa, reklamację musimy uznać, sprawa zgłoszona, a my czekamy dalej. Po tygodniu szał mnie bierze, dzwonię któryś raz z rzędu. Serwis dalej ma czas. Informuję pana, że czas to im się skończył kilka dni temu, teraz nam tylko utrudniają. Pana zdaniem nie mam racji, oni mają czas, bo telefon składany na gwarancji. Przegadujemy się - reklamację mam przed oczami, klient całą sprawę załatwiał u mnie. Kiedy się dowiedziałam, że się nie znam, on wie lepiej, bo ma notatkę w systemie, pierwszy raz w życiu wydarłam się na pracownika infolinii. A i tak użerałam się z nimi przez jakiś czas.

Przez pół roku praktycznie nie było sprawy, która nie wymagała naszej interwencji. Odsyłanie nienaprawionego telefonu, który mieli wymienić. Nie stwierdzenie usterki, która wystąpiła kilkukrotnie w ciągu pięciu minut w salonie. Wysyłanie protokołów z naprawy, w których żaden laik się nie połapie. Na infolinii 0 informacji - skoro naprawiony, to naprawiony, on nie sprawdzi jak, bo nie.
Sprawy zgłaszane.
Ostateczne przegięcie dotknęło mnie osobiście.

Jakiś czas temu sama reklamowałam telefon, z którego korzysta mój brat. Serwis odsyła nam telefon z protokołem potwierdzającym usterkę, naprawią go. Tak się złożyło, że w tym czasie ruch w salonie był większy, niż nasze moce przerobowe, telefon został zawinięty w papierek, włożony do papierowego kartonu i odłożony do jednej z szafek. Nie paliło nam się.
Przeleżał parę dni, a jak się uspokoiło wysłaliśmy go do naprawy.
W weekend przychodzę do pracy, dowiaduję się, że serwis telefon odesłał. Czytam i szlag mnie trafia.
Serwis odmawia naprawy, bo wykrył w telefonie ingerencję cieczy.

Wtrącenie: ingerencja cieczy nie musi znaczyć, że telefon wpadł do wody. Lekkie zachlapanie, częste przebywanie w zaparowanych pomieszczeniach, może uszkodzić telefon. I za pierwszym razem pewnie bym się zastanowiła- za kogoś nie ręczę. Ale od pierwszego wysłania telefon przebywał w dokładnie tym samym miejscu, zamknięty w szafce, a najbardziej mokra była tam kartka papieru. Kontaktu z jakąkolwiek cieczą nie miał żadnego. Jeżeli nie było go za pierwszym razem - za drugim też nie.

Walczyć będę - póki co w kilka miejsc wysyłam maile (w tym do samego producenta), w wolny dzień wybieram się do Rzecznika. Niestety wiem, że może być problemem udowodnienie, że to nie u nas doszło do zalania.
Na razie producent stracił nie tylko klienta, polecającego ich produkty, ale też sprzedawcę. Powodzenia w przyszłości...

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 164 (214)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…