Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#66788

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pisałam kiedyś o Mamie, jej udarze, i problemach z lekarzami.
Tamta historia niestety dobrze się nie skończyła, Mama po 4 miesiącach powolnego odchodzenia i cierpienia zmarła.
Piekielność dotyczy zachowania jednej osoby z dalszej rodziny w dniu pogrzebu.
Osóbka owa (żona kuzyna) kilka lat temu została świadkiem Jehowy. Nie żebym była zachwycona, jestem wierzącą katoliczką, ale nie wtrącałam się, nie komentowałam, nie oceniałam.
Przyszedł dzień pogrzebu Mamy. Kondycję psychiczną miałam jaką miałam, wiadomo, szczególnie że sama zajmowałam się organizacją i "załatwianiem" wszystkiego.
Pierwszy malutki co prawda zonk - ŻK przyjechała wraz z kuzynem i Ciocią. Pierwotnie miało jej nie być, miała zostać z dziećmi, ale ostatecznie ktoś tam się nimi zajął.
Pojawili się dopiero na sam koniec pogrzebu, kiedy Ksiądz skończył już w zasadzie ceremonię, stanęli jak najdalej z tyłu.
Rozumiem że ŻK nie wolno uczestniczyć w katolickich obrządkach, ale dlaczego przez nią reszta też nie miała takiej możliwości? Ciocia - siostra mojej Mamy - jest wierzącą osobą, i było jej przykro że nie odprowadziła swojej siostry w ostatnią drogę. Kuzyn usprawiedliwiał się że coś go tam w pracy zatrzymało i "nie dało rady wcześniej". Może tak, a może po prostu chciał zrobić tak, aby jego żona nie była w głupiej sytuacji siedzenia w aucie pod cmentarzem podczas mszy w kaplicy i ceremonii pogrzebu.....
Ale to był mały pikuś, ich sprawa, opisuję w ramach dygresji bardziej.
Piekielność była chwilę później...
Z cmentarza udaliśmy się na stypę do restauracji. ŻK tak zamanewrowała, że szła ze mną (chodnik dość wąski), jej rodzinka szła z przodu, moi z tyłu.
Jakieś 3 minuty po minięciu bramy cmentarza wyciąga z torebki swoje gazetki i wciska z tekstem "tu znajdziesz pocieszenie".
Nie wiem jakim sępem bez serca trzeba być, i jak opętanym nową "religią", aby do tego stopnia nie uszanować tego że 5 minut wcześniej sypałam ziemię na grób Matki. Naprawdę nie mogła się oprzeć???...szczególnie że wcześniej, zanim Mama zmarła widziałyśmy się, dość długo rozmawiałyśmy i ani słowem nie próbowała mnie "nawracać".
Czekała widać na "lepszą okazję"...

A jak się skończyła cała historia? Cóż, najpierw mnie zatkało, po kilku sekundach warknęłam ostro żeby to schowała i więcej mi na oczy nie pokazywała. Całą stypę zachowywałam się wzorowo, ale następnego dnia powiedziałam co o tym myślę, i chyba się na mnie wszyscy obrazili. Może to ja byłam tak naprawdę piekielna?

Edit: widzę że nie do końca udało mi się przekazać gdzie poczułam piekielność, więc wklejam odpowiedź do jednego z komentarzy też tutaj:

Próbowałam sobie to przełożyć na sytuację gdzie moja przyjaciółka, ateistka tak samo jak jej Rodzice, chowa jedno z nich, a ja chwilę potem próbuję "zaciągnąć" ją do Kościoła.
Nie wyobrażam sobie tego.
NIE w TAKIEJ chwili.
Nie mam pretensji że W OGÓLE spróbowała. Żal mam wielki że właśnie WTEDY. Tydzień (czy ileś tam) później odebrałabym to "normalnie" - i tak od początku spodziewałam się że kiedyś zacznie próbować, więc po prostu grzecznie acz stanowczo bym odmówiła i na tym by się skończyło.

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 86 (272)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…