Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#66833

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Widzę że nie tylko ja doświadczyłam niesprawiedliwego traktowania ze strony rodziców w kontekście młodszego rodzeństwa.

Miałam 7 lat, jak urodziły się młode. Już wtedy spadły na mnie obowiązki przewijania, karmienia (były na sztucznym mleku od początku). Matka potrafiła wyjść na cały dzień zostawiając mnie z kilkumiesięcznymi niemowlakami w domu. Na szczęście nie były problemowe.
Ale było w miarę ok. Lata mijały, mimo że ich ojciec nie jest mój, traktował mnie na równi, a nieraz lepiej niż małe. Tu brak zastrzeżeń.
Uciążliwym stało się, kiedy dziewczyny osiągnęły wiek 6 lat, matka poszła do pracy, i przychodziły wakacje. Mogłam się pożegnać z wyjściem ze znajomymi nad wodę czy coś. Od rana do 17stej byłam uziemiona w domu. Lato, gorąco, a ja mogłam tylko słuchać jak to fajnie nad zalewem. Rodziców to nie obeszło, uważali że to mój zakichany obowiązek niańczyć gównażerię.

Kolejne lata mijały, już młode podrosły, nie musiałam aż tak ich pilnować.
Ja mając lat 13, poszłam do pierwszej pracy, bo nie chciałam ciągle prosić się o pieniądze na doładowanie, na bluzkę czy spodnie. Nie było dla mnie hańbą roznoszenie ulotek po klatkach. Mając 15 lat, jeździłam z wesołym miasteczkiem po Polsce, żeby dorobić. W wieku 16 lat, zatrudniłam się jako kelnerka na sali weselnej (właścicielka wiedziała ile mam lat, podpisałyśmy umowę o dzieło, i nikt mnie nie wykorzystywał, nie dostałam głodowej stawki:) ). Byłam bardzo dumna z siebie że mam swoje poważne pieniądze i nie muszę żebrać od rodziców.

Później wiadomo, 18 lat, wyprowadziłam się z domu, uczyłam się w liceum, pracowałam w barze, jakoś szło.
Jeśli chodzi o szkołę, nikt się nade mną nie litował, masz zdać i koniec. O podręczniki czy zeszyty musiałam martwić się sama, nie poszłam do mamy i nie powiedziałam że nie mam książki czy coś. Do gimnazjum papiery złożyłam sama, nikt mnie za rączkę nie prowadził. Sama załatwiałam kwestie ocen u nauczycieli, generalnie byłam bardzo samodzielna, dlatego że matka mi za bardzo w niczym nie pomagała.

A teraz po latach widzę jak wychowuje moje siostry i jak bardzo różni się to od moich czasów.
Nie wymagam, żeby poszły do pracy, ja chciałam załatwiłam poszłam. Ale kiedy wiedzą że matka ma raptem 1200 zł dochodu miesięcznie, to trochę nie na miejscu jest tupanie nogą i wymuszanie kupna Conversów za 150 zł, bo ona chce! Myślicie że matka nie kupiła? Kupiła, pomimo moich tłumaczeń że to fanaberia. Cokolwiek nie powiedzą mamusia leci i kupuje. Teraz jedna przechodziła (na szczęście już jej przeszło), Bieberomanie.. Strasznie uciążliwe, plakaty na całej ścianie, ale kij z tym, perfumy za 150 zł od Biebera, torebki, zeszyty, ma DWIE! książki z jego "biografią". Matka tu zwrócę honor, grosza do tego nie dołożyła, ale ojczym już owszem. Wiecie, zasada żeby spokój był to kupię. Jak szły do gimnazjum myślicie że zainteresowały się tym że trzeba teczki skompletować? A gdzież tam, mamusia wzięła mnie za rękę i poszłyśmy zapisać dzieciaczki do szkoły, a one w tym czasie latały gdzieś po mieście. Jak wysłałyśmy je, żeby sprawdziły sobie na którą jest rozpoczęcie roku, owszem sprawdziły, ale na tyle dokładnie że trafiły na rozpoczęcie dla podstawówki, dla gimnazjum było godzinę wcześniej.
Mają takie smartphon'y o których ja mogłam w ich wieku pomarzyć, w ogóle mogłam pomarzyć że mi rodzice kupią telefon. Jak dostałam telefon w mixie, musiałam sama doładowywać sobie konto. W tym momencie jedna ma iPhone'a 4 druga SGS III. Nic ich nie interesuje, nie można się doprosić żeby śmieci wyrzuciły, w szkole problemy.
Matka zamiast wziąć je za fraki i usadzić przy książkach, ma pretensje do ojczyma że trzeba im korepetycje załatwić. No dobre żarty.. Jak jednej załatwiłam korki z chemii, mimo że miała jeden dział do poprawy, a wałkowała go przez cały weekend dostała 2, tak uważała.
A jak matka to cały czas tłumaczyła, jak ktoś jej zwracał uwagę że jednak nie są małymi dziewczynkami i mogą pomóc? "To są dzieci!" I nie ważne czy miały 8, 12 czy 15 lat, to są dzieci i koniec.
Szkoda że nade mną tak się nie rozczulała, i od 13tego r.ż musiałam radzić sobie sama.
A co do zajmowania się gnojkami, teraz, jak ja mam swoje dziecko myślicie że przyjdzie pomóc? Nie. Jej słowa: "Moich dzieci nikt nie wychowywał, więc ja też nie będę". Ah, nie pamięta wół, jak cielęciem był. Wyjaśniam od razu, że do mojego dziecka się nie pofatyguje, ale jak potrzebna była opieka do dziecka mojego kuzyna, to była pierwsza. Moje dziecko widziała 2 razy, a mały zaraz będzie mieć 5 miesięcy, miło.
Uprzedzając komentarze że dawała mi dach nad głową, może i tak, ale to było moje mieszkanie więc w tej kwestii też nie byłam aż tak od niej zależna.
A teraz jak ma z nimi problemy, to dziwi się że gnojki jej na głowę chcą wejść. Nie dziwota jak sama dała im drabinę żeby na tą głowę weszły.

rodzinka

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 172 (468)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…