Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#66956

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
W naszym piekielnym hostelu pojawił się nowy "wolontariusz". Dlaczego w cudzysłowie? Ano dlatego, że bardziej bezużytecznej i, co gorsza, przeszkadzającej innym osoby jeszcze nie spotkałam...

Krótki rysopis: Włoszka, metrykalnie lat 42, umysłowo zatrzymała się gdzieś w okolicach pięciu. Sposób mówienia typu "kwiatuszki, serduszka i jednorożce" - piskliwym głosikiem, bogato okraszone wwiercającym się w mózg chichotem i koniecznie zwieńczone lolitkowatym "ojej!". Przez całą "stałą" załogę nazywana "pancettą" bądź "tępą egzaltowaną pi*dą" ;)

Dzisiaj dwa z wielu jej "grzechów głównych":

1. Średnio co kwadrans musieliśmy wysłuchiwać jej jęków "jestem tak bardzo zmęczona, praca tutaj jest strasznie ciężka"... Te szalenie ciężkie, dosłownie wycieńczające fizycznie prace, to między innymi: umycie nowych sztućców (wszystkie wróciły do ponownego mycia, bo były całe w kleju z metek), wytarcie kurzu w kilku pokojach (a że robiła to jakąś koszmarną miotełką, to po całym hostelu fruwały potem burgundowe kłaczki), odkurzenie dwóch korytarzy, przetarcie drewnianej podstawy pod materac, powrzucanie umytych puszek, słoików i plastikowych opakowań do odpowiednich kubłów na śmieci.

Hitem było, kiedy dostała do przetarcia dwie umywalki i dwie muszle klozetowe w toalecie w holu - wróciła z płaczem (!), bo jedna z muszli była w przybrudzona i ona biedna musiała użyć SZCZOTKI DO KIBLA (wypowiedziane tonem pełnym grozy)! Przez całą kolację musieliśmy wysłuchiwać tyrady na temat tego, jakimi świniami są ludzie, że nie potrafią się załatwiać, dlaczego po sobie nie sprzątają itd. itp. Kobieta chyba nigdy nie widziała brudnej łazienki...

2. Co zatem robiła pancetta w czasie swojej zmiany, skoro wszelkie prace jej urągały? Jadła, robiła zakupy i doprowadzała resztę załogi do szewskiej pasji.
Jednego dnia dostałam ją "pod siebie" jako - Boże dopomóż - "pomocnika". Przez bite 10 minut tłumaczyłam jej jak chłop krowie na rowie, w jaki sposób robi się u nas pokoje. Zostawiłam ją samą z robotą i po dziesięciu minutach wpadam do pokoju sprawdzić, jak jej idzie. Pokój nietknięty, pancetty nie ma. Ciśnienie mi już trochę podskoczyło, ale jeszcze opanowana pytam innego pracownika, gdzie nasze wybitne dziewczę. Odpowiedź: w kuchni, ciamka jogurt. Szlag mnie trafił, bo kobieta dosłownie pięć minut przed swoją zmianą jadła lunch.

Zagoniłam ją z powrotem do roboty, za piętnaście minut idę sprawdzić - pokój dalej rozkopany, a jej znowu nie ma! Krew mnie zalała i pociekła uszami, więc w te pędy szoruję do recepcji i pytam się szefa, gdzie jest pancetta. Zgadniecie, gdzie była? W SKLEPIE. CZWARTY RAZ TEGO DNIA. Postanowiłam postąpić dyplomatycznie - wyszłam do szopy na śmieci, zamknęłam się w niej i tam przez kilka minut sobie bluzgałam, żeby jakoś odreagować, a nie wystraszyć gości...

Resztę opiszę w kolejnej historii, żeby nie naprodukować tutaj elaboratu na kilka stron ;)

hostel zagranica

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 311 (397)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…