Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#67059

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moje ostatnie doświadczenia ze służbą zdrowia były masą piekielnych paradoksów, ale dzisiejsza wizyta u lekarza (o której opowiem w następnej historii) to już po prostu zbyt wiele.
Ale od początku.
Mniej więcej w lutym czy marcu mieliśmy w szkole przeprowadzany bilans 16-sto latka. Wizyta w gabinecie pielęgniarki - mierzenie, ważenie... No i czas na badanie wzroku. Kartonik na lewym oku i... kurde, nie widać. No to czytamy linijkę wyżej. Nadal słabo. Rada pielęgniarki - udać się do okulisty, bo jest wada. (do tej pory nie nosiłam okularów). Ok, pójdę.
Jako że od stycznia tego roku do okulisty potrzebne jest skierowanie i nawet z nim czeka się długo, to z rodzicami stwierdziliśmy, że najpierw zrobię badanie u optyka, bo może okulista nie będzie potrzebny.

Oczywiście optycy też się cenią i u wielu za badanie trzeba płacić, chyba że zrobi się też u nich okulary. Wtedy cena badania jest odejmowana od okularów. Ale że nie chciałam wydawać pieniędzy na darmo, to znalazłam taki salon optyczny, gdzie za to badanie nie trzeba płacić.

Wszystko pięknie, panie przemiłe, badanie przeprowadzone w bardzo komfortowych warunkach. Ale niestety przez to, że jestem jeszcze dosyć młoda (17 lat ukończone), to moje oko akomoduje i oszukuje sprzęt - powiedziano mi, że oprócz wady mam też astygmatyzm, więc do okulisty na badanie z kroplami i robić szybko okulary. Zapisałam się więc do lekarza rodzinnego w celu uzupełnienia karty bilansu i przy okazji zdobycia skierowania do okulisty.
Karta jest, skierowanie jest. Bez problemów. Sielanka.

Ale oczywiście wszystko co dobre, szybko się kończy. Mama na urlopie, no to skierowanie w dłoń i do pobliskiej przychodni rejestrować mnie na badanie. Pani w recepcji oznajmia, że najbliższy termin to...grudzień. Pół roku czekania. No nic, mama stwierdziła, że pójdzie do szpitala dziecięcego, może tam będzie trochę szybciej. To, co usłyszała, zwaliło mnie z nóg.

Po pierwsze,
na ten rok nie ma już miejsc i będą rejestrować dopiero pod koniec grudnia już na 2016.
Po drugie,
i tak mnie nie zarejestruje, bo po Nowym Roku będę już pełnoletnia i nie będę mogła iść do lekarza dziecięcego (!).

Aha, czyli mam czekać do lutego następnego roku, żeby dostać skierowanie do normalnego okulisty i potem znowu czekać pół roku na wizytę.
Fajnie.

Powrót do przychodni nr. 1. No to rejestrujemy na grudzień. Ok.
...
"Ale ta pani córka jest niepełnoletnia, ja jej nie mogę zarejestrować, proszę iść do szpitala dziecięcego". Tak, wcześniej babka nawet nie spojrzała na wiek. Nie na rok urodzenia. Nie spojrzała na wiek, który jak wół jest podany obok nazwiska.
FAJNIE.

I jak my się mamy leczyć w tym kraju? Gdzie człowiek dla jednego lekarza jest za młody, a dla innego za stary, bo czas oczekiwania to ponad pół roku i za te pół roku będzie się już pełnoletnim..
Czy naprawdę te kilka miesięcy to taka wielka różnica i bariera, przez którą nie mogę się zapisać na badanie, dzięki któremu będę mogła dobrać sobie odpowiednie okulary?
Gdybym mogła sobie na to pozwolić, poszłabym prywatnie. Ale niestety nie stać mnie na wydanie 100 czy iluś zł na wizytę a potem jeszcze ok 300-400 na okulary. Ale nasza służba zdrowia chyba wie lepiej, ile mam pieniędzy...

Olsztyn

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 46 (242)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…