Nie rozumiem chamstwa niektórych ludzi. Jasne, kogoś kiedyś mogła spotkać przykra rzecz i teraz jego mechanizmem obronnym jest bycie opryskliwym, czy złośliwym. Ale tak bez żadnego powodu?
Godzina siódma z minutami, idę po świeży chleb i inne pierdoły do miejscowej Biedronki, wszystko pięknie, ładnie. Na mojej liście widniał też ser, to podjeżdżam wózkiem niedaleko półki z serami i... I co? Stoi babsztyl. Z wózkiem wypełnionym po brzegi. I zagradza.
[J]a: Przepraszam panią, mogłaby pani na chwileczkę zejść?
[B]aba: Nie.
Tutaj perfidny uśmiech babki, która wraca do pakowania rąk między sery. No dobra, wybiera - jej prawo. Postoję. W międzyczasie musiałam iść po jajka, a trochę mi to zajęło, bo nie wiedziałam, gdzie są. W każdym razie dobrą chwilę pojeździłam po sklepie. Wracam do serów, a ona stoi i grzebie dalej.
[J]a: Przepraszam, to zajmie tylko chwilkę.
[B]a: Spier... mi stąd gówniaro!
[J]a: Wypraszam sobie.
Próbuję sięgnąć, a ona mi zasłania. Perfidnie mi zasłania cielskiem stoisko, już nawet nie udaje, że grzebie. Po prostu stoi, wózek stoi, ona stoi i nie ma dla mnie sera. Nagle kątem oka dostrzegam ser w jej koszyku, akurat ten, który chciałam. Chamstwo za chamstwo - chwyciłam ser i włożyłam do swojego koszyka. Babsztyl zrobił się czerwony, w gniewie nabrał powietrza i dawaj wiązankę (której nie przytoczę). Odjechałam wózkiem do kas, co się będę kłócić.
Jest na to jakieś logiczne wytłumaczenie? Ona była jakimś strażnikiem sera? Bo ja nie rozumiem.
Godzina siódma z minutami, idę po świeży chleb i inne pierdoły do miejscowej Biedronki, wszystko pięknie, ładnie. Na mojej liście widniał też ser, to podjeżdżam wózkiem niedaleko półki z serami i... I co? Stoi babsztyl. Z wózkiem wypełnionym po brzegi. I zagradza.
[J]a: Przepraszam panią, mogłaby pani na chwileczkę zejść?
[B]aba: Nie.
Tutaj perfidny uśmiech babki, która wraca do pakowania rąk między sery. No dobra, wybiera - jej prawo. Postoję. W międzyczasie musiałam iść po jajka, a trochę mi to zajęło, bo nie wiedziałam, gdzie są. W każdym razie dobrą chwilę pojeździłam po sklepie. Wracam do serów, a ona stoi i grzebie dalej.
[J]a: Przepraszam, to zajmie tylko chwilkę.
[B]a: Spier... mi stąd gówniaro!
[J]a: Wypraszam sobie.
Próbuję sięgnąć, a ona mi zasłania. Perfidnie mi zasłania cielskiem stoisko, już nawet nie udaje, że grzebie. Po prostu stoi, wózek stoi, ona stoi i nie ma dla mnie sera. Nagle kątem oka dostrzegam ser w jej koszyku, akurat ten, który chciałam. Chamstwo za chamstwo - chwyciłam ser i włożyłam do swojego koszyka. Babsztyl zrobił się czerwony, w gniewie nabrał powietrza i dawaj wiązankę (której nie przytoczę). Odjechałam wózkiem do kas, co się będę kłócić.
Jest na to jakieś logiczne wytłumaczenie? Ona była jakimś strażnikiem sera? Bo ja nie rozumiem.
biedronka
Ocena:
566
(680)
Komentarze