Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#67612

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem studentką. W czasie wolnym pomagam przy rodzinnym interesie czyli w prowadzeniu małego pensjonatu z restauracją dla naszych gości na terenie uzdrowiska, z którego pochodzę. Tak więc jestem studentką a na weekendy czy wakacje-kelnerką/recepcjonistką/dziewczyną na zmywaku. Ogólnie rzecz ujmując, jak to bywa przy pracy z ludźmi, zdarzają się wzloty i upadki. Ostatnio trafił się nam jednak przypadek wybitny, który przekonał mnie ostatecznie do założenia tutaj konta.

W styczniu przez portal z rezerwacjami wpadło nam zamówienie na końcówkę lipca, aż z Hiszpanii. Na jedną noc. Osób wstępnie miało być 6, później zmieniono rezerwację na 4. Przygotowaliśmy więc dwa pokoje z osobnymi łóżkami i cierpliwie czekaliśmy na przyjazd. Co ważne dla całej historii, moja mama uczy się angielskiego i całkiem dobrze rozumie jak się do niej zwraca w tym języku, niestety stresuje się przy odpowiadaniu, dlatego większość obcokrajowców od początku do końca pobytu trafia pod moje skrzydła. Nie było wyjątku i w tym przypadku. Koło ósmej wieczorem, zgodnie z zapowiedzią przed drzwiami stanęły trzy kobiety, madre i dwie córki.

Widać było, że są zmęczone drogą. Wprowadziłam je do środka, wytłumaczyłam o której są śniadania, podałam wszystkie niezbędne informacje słuchając cały czas okrzyków „jak tu pięknie, jak tu ślicznie”. Generalnie miła atmosfera. Zatrzymując się przy pokojach spytałam, czy skoro przyjechały tylko we trzy nie chcą spać w jednym pokoju (w jednym z nich są cztery łóżka, panie życzyły sobie dwa osobne pokoje ale skoro jest ich mniej to może się zgodzą). Poprosiły mimo wszystko o dwa osobne i zaczęły przepraszać, że nie poinformowały o chorej koleżance. Stwierdziłam, że nic się nie stało, zdarza się. Rozeszłyśmy się i wszystko wskazywało na to, że nie będzie żadnych problemów. Straszliwa pomyłka.

Spotkałyśmy się kolejny raz przy śniadaniach. Jak tylko weszły na salę przywitałam się i wskazałam dłonią przygotowany dla nich stół. Nie usłyszałam jednak powitania z ich strony tylko oburzone „no blanket” z ust madre. Złapałam chwilową zawieszkę, myślę, koc, ale po co im koc? Może chodzi o obrus? Ale widać przecież, że każdy stół jest nakryty tak samo. Pytam więc o co chodzi. Każą iść ze sobą. No to trzeba iść, klient nasz pan. Całą drogę zachodziłam w głowę, o co może się rozchodzić. Weszłyśmy do pokoju, w którym spała madre. Stanęła ona między dwoma łóżkami i ostentacyjnie wskazała palcem na jedno z nich powtarzając magiczne słowa „no blanket”. Patrzę na łoże, patrzę na nią, znowu na łoże. Prześcieradło jest, poduszka jest, pościeli nie było, ponieważ okazało się, że zużyła dwie i leżały one zwinięte w kłębek na drugim łóżku. Nie mam pojęcia o co chodzi. No to madre idzie do pokoju córek i ta sama ceremonia. Tyle, że na ich łóżkach leży koc, na tym prześcieradło i dopiero reszta. A jest tak, ponieważ nie są to posłania jak w innych pokojach, tylko otwierane tapczany wykonane z szorstkiego materiału. Co za tym idzie są twardsze i mniej wygodne, więc koc służy do minimalnego chociaż zwiększenia komfortu gościa.

Wytłumaczyłam to wszystko zebranym, podreptałam do pokoju bez nieszczęsnych koców i pokazałam dosyć oczywistą różnicę w typach łózek w tych dwóch pomieszczeniach, to jest miękki i wygodny materac. Nie. Tak nie może być. Ona chciała koc i nie dostała i jest zła. Zwracała się do mnie łamanym angielskim, a po moich odpowiedziach komentowała wszystko po hiszpańsku i razem z córkami śmiała się. Nie było to przyjemne, ciśnienie mi skoczyło, ale jestem raczej spokojną osobą więc starałam się nadal być rzeczowa i uprzejma. Widząc, że odpieram ich argumentację twierdzeniem, że koc nie był potrzebny do snu i że sytuacja ta jest normalna, madre przeszła do kolejnego punktu. Weszła do łazienki, owinęła się ręcznikiem (pani do filigranowych nie należała) i pyta się:

- Czy to jest ręcznik?
- Tak proszę Pani, to jest ręcznik.

I od nowa. To nie jest ręcznik, to jest za małe, ona przyjechała tutaj tylko po to, żeby się wyspać i wykąpać a my nic jej nie zapewniliśmy, ona napisze skargę. Należy zaznaczyć, że ręcznik nie był rozmiaru XXL ale również nie był mały. Taki standardowy, średni. Wzmianka o reklamacji trochę mnie zabolała, na portalu z którego dokonały rezerwacji mamy bardzo wysokie statystki i szkoda, żeby brak koca i za mały w jej uznaniu ręcznik to zepsuły. Jednak pozostałam nieugięta i nadal delikatnie starałam się wyjaśnić, że to normalny rozmiar i nie ma powodów do awantury. Wkroczyła jedna z córek z twierdzeniem, że u niej był tylko jeden ręcznik na dwie osoby. Oho, no dobra, to już kiepsko. Przeprosiłam za nasze niedopatrzenie, panie coś wymruczały i ruszyły do restauracji. Wróciłam na kuchnie, lekko załamana opowiedziałam całą historię mamie i zrobiłam sobie kawy. Tutaj bajka powinna się skończyć, jednak nie dane było mi wypić tej kawy. Coś mnie ruszyło i biorąc zapasowe klucze cofnęłam się, żeby sprawdzić, czy faktycznie był tylko jeden ręcznik w pokoju córek. I co ujrzałam na miejscu – dwa piękne ręczniki.

Podchodzę po chwili do stolika i zagaduję do madre:
- Potrzebuję pań dokumenty, żeby panie zameldować.
- Nie damy dokumentów dopóki nie dostaniemy księgi z reklamacjami.
- Dopóki nie dostaną panie czego? – myślałam, że się przesłyszałam.
- Księgi z reklamacjami. Czekamy – i założyła rękę na rękę.
- Bardzo mi przykro, ale nie posiadamy czegoś takiego. Może pani napisać skargę w Internecie przez stronę na której dokonała pani rezerwacji (swoją droga cały czas byłam pewna, że właśnie o to chodziło). I chciałabym się zapytać, czy jest pani pewna, że w pokoju był tylko jeden ręcznik – zwróciłam się do córki.
- Tak, był jeden.
- Niemożliwe, byłam przed chwilą w tym pokoju i widziałam, że wszystko było przygotowane jak należy.
Tutaj młodą zatkało jednak z odsieczą ruszyła madre:
- Mówiąc „ręcznik” mamy na myśli trzy ręczniki – jeden do głowy, drugi do ciała i trzeci do stóp.
W tej chwili czara się przelała.
- Proszę pani, jeśli chciała pani dostać trzy ręczniki trzeba było dokonać rezerwacji w jednym z dużych hoteli, które nas otaczają. Tylko, że tam zapłaciłaby pani 150 złotych albo i więcej za noc, a nie tyle co u nas.
No bo proszę Was, w momencie w którym zwalają nam się ludzie na jedną noc i tak jesteśmy praktycznie stratni, bo za pieniądze z ich krótkiego pobytu trzeba wszystko wyprać, zapłacić sprzątaczce, zapłacić kucharce i mieć coś jeszcze dla siebie, a one chcą trzy, raz, dwa, trzy ręczniki na głowę! Jednak moje stwierdzenie najwyraźniej było na tyle oburzające, że madre stwierdziła:
- Nie dostałam koca, ręczniki były za małe i było ich za mało, nie posiadacie księgi z reklamacjami i uważacie, że cała sytuacja jest normalna. Może wezwiemy policję.
Na to ja skapitulowałam. Odwróciłam się od nich i spojrzałam na mamę, która stała za barem i starała się zachować spokój.
- Mamo, panie chcą wzywać policję.

Dużo nie trzeba było. Rodzicielka rzuciła wszystko co trzymała w rękach, ruszyła przez salę pełną ludzi czekających na finał i dopadła stolika Hiszpanek. Zaczął się piękny wykład w naszej ojczystej mowie, że jeśli chcą, to niech sobie wzywają policję, nam to jest na rękę, że trzeba było zapłacić te kilkadziesiąt złoty więcej i miałby ręczników do wszystkich części ciała, że prowadzimy ten interes od dobrych 30 lat i nikt nigdy nie chciał księgi z reklamacjami, itp., itd. Po drugiej stronie stołu stałam ja, próbując na szybko wszystko tłumaczyć, a między nami siedziały 3 najbardziej upierdliwe kobiety jakie miałam nieprzyjemność poznać. Na zmianę krzyczały coś po hiszpańsku, odpalały translatora i próbowały nagrywać moją mamę, posługiwały się językiem migowym... aż nagle padło magiczne zdanie: czy panie nie chcą zapłacić za pobyt? Cisza. Cała sala ludzi w napięciu czeka, pobiją się, czy się nie pobiją, Hiszpanki nabrały wody w usta a ja złapałam oddech. Absolutnie, one zapłacą, one poproszą o rachunek. Zrobiły się jakby potulniejsze i milsze, mniej krzykliwe... no inne kobiety!

Zabrałam ich dowody, zameldowałam, przyniosłam rachunek, wręczam madre. Patrzy na mnie, na świstek, znowu na mnie. Proszę, co znowu? Pyta się, czy się nie pomyliłam. Patrzę na wydruk, no nie, wszystko się zgadza i zaczynam na wszelki wypadek tłumaczyć, że bierzemy x złotych od osoby, nie od pokoju. I widzę uśmiech na jej dużej twarzy. Zapłaciła, poszły po walizki i pojechały. Zostawiły syf po sobie okrutny, czarne brodziki i klozety, a madre zużyła zarówno dwie pościele jak i dwa ręczniki.

Chodziło o to, żeby nie płacić za tą czwartą osobę, która była na rezerwacji a nie przyjechała. A my i tak, sami z siebie, jej nie policzyliśmy. I bądź tu dobrym gospodarzem.

mały_pensjonat_na_końcu_świata

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 428 (498)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…