Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#67733

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Po przeczytaniu historii http://piekielni.pl/67553 o różnych "nietypowych" sytuacjach na pokazach zdecydowałem się umieścić kilka własnych historii.

Od kilku lat trenuję szermierkę. Żeby nie przedłużać, w dużym uproszczeniu można powiedzieć, że moja szkoła zajmuje się czymś pomiędzy szermierką sportową a historyczną. Skupiamy się głównie na walce, organizowaniu zawodów, seminariów itp., ale od czasu do czasu występujemy również na pokazach.

Jako, że mama jednego z uczniów jest nauczycielką, pod koniec roku szkolnego 2014/2015 zostaliśmy zaproszeni na jakiś szkolny event, właśnie do pokazu szermierki. Tytułem wyjaśnienia: pokazy walki u nas odbywają się na trzy bronie - szablę, szpadę i rapier z lewakiem, wszystko w specjalnych ciuchach, a więc plastrony, kaftany, maski, rękawiczki itp., aby nie musieć się ograniczać, przy jednoczesnym zachowaniu maksimum bezpieczeństwa. W związku z tym, że kaftany (czy jak kto woli: bluzy szermiercze) mamy czarne, a maski w większości fantazyjnie (acz profesjonalnie) pomalowane, całość robi ciekawe wrażenie.

Do rzeczy: po strzeleniu kilku pokazowych walk przyszedł czas na warsztaty - ja zająłem się uczeniem dzieciaków podstaw (kroczki, wypady etc.), natomiast na planszy gdzie odbywał się pokaz, dzieciaki mogły sobie powalczyć (również w warunkach bezpiecznych - pod okiem instruktora, w maskach i na plastikowe florety). Ponieważ miejsce potyczek zajęło całą wygospodarowaną dla nas przestrzeń, swój mini kurs prowadziłem tuż przed taśmą zabezpieczającą, uprzednio aplikując jakieś prowizoryczne oznaczenia.

I tu dochodzimy do piekielności: pomiędzy mną a kursantami przechodzą głównie... rodzice. Dzieci też się zdarzały, ale gdy orientowały się w tym, że coś się tu odbywa, natychmiast uciekały, żeby nie przeszkadzać. Zupełnie inaczej niż dorośli, którzy w znakomitej większości widzieli zarówno mnie jak i szereg ćwiczących dzieciaków, ale postanawiali to zbagatelizować. Jeszcze gorsi byli ci, którzy próbowali upchnąć swoje dziecko w ćwiczącej gromadce, choć informowałem, że za góra 2 minuty zacznie się kolejna tura dla nowych dzieci, bądź zagadywali (choć któryś z instruktorów co kilka minut zapraszał pod scenę w celu uzyskaniu informacji). Znajdowali się również geniusze, którzy siadali tuż przy walczących. Tyłem, bo z drugiej strony też działo się coś ciekawego. Żeby było śmieszniej, co jakiś czas musiałem uchylać się przed kluczącym w powietrzu dronem... Ogólnie rzecz ujmując - sielanka.

Scenariusz drugi, dość częsty: czasami poza standardowy komplet broni bierzemy cięższe żelastwo (jakieś miecze, topory, tarcze, bardziej masywne rapiery). Czasami zdarza się banda dresów, którzy lubią przykozaczyć i starają się nas jakoś zaczepić. Dlaczego to robią? Ponieważ odbierają taki miecz czy rapier nie jako broń, czy nawet stalową sztabę, która może zrobić krzywdę, ale jako filmowy rekwizyt, którego nie ma sensu się bać. Na szczęście najczęściej kończy się na słowach.


I trzecia historyjka, krótka, ale treściwa: organizowaliśmy kiedyś blok warsztatów z szermierki na konwencie. Dostaliśmy opaski, plakietki organizatora, już mamy wchodzić na halę, gdzie to wszystko ma się odbywać, ale pojawił się problem, gdyż według ochrony próbowaliśmy wnieść potencjalnie niebezpieczne przedmioty. Nie chodziło jednak o kilka toreb broni, ale o... butelki z wodą. Powiedzieć, że tego dnia było ciepło to tak, jakby rzec, iż Gracja ma lekkie problemy z płynnością finansową.
Skąd taka decyzja ochrony? To proste - wodę można kupić na terenie obiektu, stalowej broni - nie. Na szczęście potem organizatorzy dostrzegli faux pas w swoim zachowaniu i dostarczyli co nieco do picia.

Pokazy szermierka publiczność

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 188 (256)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…