Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#68128

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Obecnie przebywam za granicą, gdzie dorabiam sobie w supermarkecie. Praca naprawdę przyjemna - i współpracownicy, i klienci sympatyczni. Nie pomyślałabym, że może mnie tam spotkać coś piekielnego.

Sytuacja z dziś.
Jak co dzień wykładam produkty do lodówek w "mojej" alejce. Jestem na etapie dokładania kolejnych kartonów z lodami, gdy widzę matkę z synkiem (na oko 4-5 lat). Chłopiec ewidentnie zły, matka próbuje go uspokoić, ale ten nie daje się przekonać, o coś się wykłóca. Wtem mały mnie zauważa i... Jak nie zacznie się drzeć, pokazując na mnie. Nie powiem, zdziwiłam się, bo z reguły dzieci mnie lubią, a ten zachowywał się, jakby czarownicę zobaczył. ;)

Matka mówi coś do dzieciaka (niestety nie zrozumiałam co, ponieważ nie mówię biegle w języku urzędowym tego kraju) i... Zaczyna MI robić awanturę.
Przyszedł mój współpracownik i próbował dowiedzieć się, o co chodzi.

Otóż:
Nie powinnam była wykładać lodów, jak widzę, że jej synuś na pewno by chciał dostać jakiegoś, a przecież ona nie chce kupić. Ogólnie to moja wina, bo "szczuję" dzieciaka.
Pracownicy powinni wykładać towar poza godzinami otwarcia sklepu, żeby nie było problemów, bo tak to tylko syf (bzdura), hałas (rozrywanej folii) i niepotrzebne stresowanie dziecka.
Teraz ona musi mu kupić lody, których kupić nie zamierzała, więc powinnam za nie zapłacić (?).

Kierownik przyszedł porozmawiać z klientką, a mnie wysłano na przerwę, żeby klienci z dziećmi mogli ze spokojem zrobić zakupy :)

Przez całą przerwę się zastanawiałam, co trzeba mieć w głowie, żeby rozpieszczone dziecko zabierać do działu pełnego kolorowych, zachęcających opakowań lodów, wiedząc, że nie chce się ich kupić. Nie znalazłam odpowiedzi.

zagranica

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 444 (492)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…