Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#68172

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Centrum handlowe, w którym mieści się sklep, w którym pracuję, ma swój fanpage. Pojawił się na nim niedawno taki wpis:

„Zanim zacznie się krzyczeć na upośledzone dzieci (w tym wypadku autystę), myśląc, że coś kradną, bo chętnie wszystkiego dotykają, wypadałoby najpierw normalnym tonem zapytać matkę (w tym wypadku mnie) a nie od razu w grubiański i ignorancki sposób reagować. Moje dziecko jest teraz bardzo smutne i ja również jestem smutna i wściekła. Zdarzyło się dziś w sklepie z owocami...”
(Tekst tłumaczony z niemieckiego w sposób możliwie wierny, pewnie dlatego też niekoniecznie piękny).

No i teraz co można sobie pomyśleć po przeczytaniu takiego wpisu? Mi pewnie stanęłaby przed oczami sytuacja, w której matka z małym dzieckiem robi zakupy w warzywniaku, wybiera towar, a w tym czasie jej dziecko ogląda owoce i warzywa i z zainteresowaniem czegoś dotyka. Na to sprzedawczyni, gburowata i nieuprzejma baba krzykiem zakazuje dotykania towaru.

Tyle, jeśli chodzi o moją ewentualną wizję.

A co stało się naprawdę?

(Najpierw jednak krótkie wyjaśnienie: jedna strona sklepu jest całkowicie otwarta na pasaż, na noc zamyka się ją wielkimi, przesuwanymi szybami. Pewnie większość z was wie, jak to wygląda. Dodatkowo, tuż przy wejściu, stoi wózek, na którym ustawione są skrzynki z truskawkami – taka apetycznie wyglądająca zachęta, widoczna z daleka. Z jednej strony fajna przynęta na klienta, z drugiej utrapienie, wymagające dodatkowej uwagi).

Koleżanka była akurat w sklepie sama. Jako że nie było chwilowo klientów, zajmowała się czymś innym, niż obsługą i jej uwaga skupiona była przez minutę nie na całym sklepie, a na jednym jego kącie. W pewnym momencie skierowała jednak wzrok w stronę wejścia i zobaczyła, jak jakiś dzieciak, z postury wnosząc, nastolatek, przechodząc przez pasaż, sięga „w locie” bezczelnie do opakowania z truskawkami. Widząc to, Uschi krzyknęła odruchowo „Ej!”. Dzieciak nie spojrzał nawet w jej stronę, po prostu poszedł sobie dalej. Uschi zaś wróciła do poprzedniego zajęcia. I pewnie na tym mogłoby się skończyć...

Jakieś trzy, góra pięć minut po przejściu chłopaka, wpada do sklepu kobieta i dość obcesowo pyta Uschi:

- Kto tu krzyczał „Ej!”?

- Ja, a dlaczego?

- Mój syn jest chory na autyzm i on musi wszystkiego dotykać! To wcale nie znaczy, że chce coś ukraść!

- Proszę pani, do moich obowiązków należy dbanie o towar i jeśli widzę, że ktoś w taki a nie inny sposób sięga po truskawki, to muszę reagować. No i też nie wiedziałam, że pani syn jest chory, bo i skąd? Nie widać tego po nim.

- Rozumiem...

I poszła sobie.

A jeszcze tego samego dnia pojawił się wspomniany wyżej wpis, a niedługo po nim mój szef został "poproszony" o zajęcie stanowiska w tej "jakże nieprzyjemnej sprawie".

I czy tylko ja mam wrażenie, że nagle z igły zrobiły się spore widły?

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 404 (450)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…