Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#68338

przez ~ChanLee1994 ·
| było | Do ulubionych
Pracuję w sklepie w niewielkiej mieścinie, gdzie każdy się zna.
Akurat zdarzyło się tak, że w kasetce miałam bardzo dużo bilonów o nominałach 1zł oraz 2zł. Klientów tego dnia było raczej niewiele, wszyscy płacili drobnymi. Do samej 22:00 nazbierało się już ich tyle, że miałam problem z zamknięciem kasy. Nawet gdybym chciała bilony rozmienić na papierki, to nie miałam już gdzie. Dlatego jedynym rozsądnym wyjściem było zebranie połowy bilonów i zaniesienia jako utarg do pracodawcy. Szefowa sama mi wspominała, że jak mamy za dużo drobnych to mamy jej przynosić, ona sobie je zostawi i albo rozmieni w banku, albo przydadzą się na weekend, bo wtedy często tych drobnych nie ma. No to też tak zrobiłam. Bilonów nazbierało się z dobrych siedemdziesiąt złotych. Gdy byłam już u pracodawcy w celu oddania kluczy i utargu, wspomniałam mu o tych drobnych. Wytłumaczyłam mu, że miałam ich już tyle, że były problemy z zamknięciem kasy. Ok, nic złego nie powiedział. Spokojna poszłam do domu.

Wojna zaczęła się już rano, gdy szef liczył utargi z wieczora. Szefowej nie było w tym czasie w domu, więc obowiązek sprawdzenia paragonów dobowych i wszystkich pieniędzy z sześciu sklepów spadło na niego. Widocznie wysiłek był dla niego zbyt wielki, bo gdy przyszłam na zakupy, dostałam ochrzan od kobietek z którymi pracuję, że przeze mnie zostały zwyzywane od góry do dołu. Wkurzyłam się, bo tłumaczyłam staremu dziadowi dlaczego te drobne przyniosłam, przecież nie zrobiłam nic złego. Bilony to też w końcu pieniądze, a on wiecznie narzeka na ich brak, powinien być zadowolony. A że trzeba liczyć – jego pech. W ogóle ten człowiek należy do tych osób, którym wiecznie mało. Nawet gdybym przyniosła mu pięć tysięcy złotych, to stwierdziłby że mogło być lepiej. I ten stary dziad należy też do ludzi, co by chcieli tylko liczyć papierki, a resztę mieć w dupie.

Co jest piekielne? Że pracodawca jest leniwy i winą za to obarcza swoje podwładne? Że dla niego bilony to już pieniądze nie są, mimo iż wiecznie narzeka na zbyt duże wydatki?
A może to, że od miesiąca poszukuje pracownicy i nikt nie chce do niego przyjść?

Wyobraźcie sobie to, że szef otwiera sklep w każdą niedzielę i święta, ale sam za kasą nie stanie. To MY musimy wtedy stać za ladą i to przez cały dzień. Jeden sklep czynny od 9 do 22, drugi od 10 do 22. Oba sklepi dzieli odległość rynku. Zwykle za to dostajemy dzień wolny. Teraz jesteśmy na styk i nikogo na zmianę nie ma. Efekt? Płaci nam aż, uwaga, siedemdziesiąt złotych za 13 godzin siedzenia w sklepie w dzień w który nas w ogóle nie powinno być! To nie wychodzi nawet 6 zł za godzinę.

A potem przychodzisz po swoją wypłatę i słyszysz, że najniższa krajowa to dla ciebie za dużo, bo nic nie umiesz. Bo nie masz doświadczenia w porównaniu do kobietek, które pracują u nich już przeszło dziesięć lat. I po spędzeniu dwóch lat przyuczania do zawodu, dostajesz umowę na okres próbny.
Umowa wygasa pod koniec września. Chyba jednak nie zostanę, mam to już w dupie.
Wieczne wprowadzanie mnie w poczucie winy. Pieniądze są ważne, ale nie kosztem mojej psychiki.

praca sklepy

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -5 (41)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…