Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#68379

przez ~memphis ·
| Do ulubionych
Uwaga, będzie obrzydliwie. Pedantem nie jestem, ale to, co zobaczyłem w pewnym mieszkaniu śni mi się po nocach jako najgorszy koszmar.

Rok temu, moi bardzo dobrzy znajomi brali ślub. Przed ślubem nie mieszkali razem ze względów finansowych- oboje jeszcze studiowali i pracowali jedynie dorywczo. Kilka miesięcy przed ślubem rodzice znajomego podjęli decyzję, że przyszła para młoda dostanie mieszkanie należące do nich, w którym od 8 lat mieszkała ich najstarsza córka, siostra znajomego. Dziewczyna wcześniej mieszkała z koleżankami, ale gdy te się wyprowadziły, nie było jej stać na samodzielne opłacanie czynszu, który był dość spory (mieszkanie 3-pokojowe). Tak więc zgodziła się na takie rozwiązanie całkiem chętnie.

Na początku września, około trzy tygodnie przed ślubem, wprowadziła się do rodziców. I teraz przechodzimy do historii właściwej, a mianowicie do opisu mieszkania.
Najpierw kilka wiadomości ogólnych:

Mieszkanie nie było remontowane od ponad 20 lat. Kuchnia z roku 1993, łazienka '91, przedpokój lata 80. Ok, ostatecznie nie każdego stać na remont, starsze mieszkania też mogą ładnie i porządnie wyglądać. Inne może mogą, ale zdecydowanie nie to, którego dotyczy ta historia. Siostra znajomego delikatnie mówiąc nie lubiła sprzątać.
A teraz szczegóły:

Koty:
Dziewczyna była dumną posiadaczką trzech kotów, które szczały i srały po całym mieszkaniu. Dlaczego? Odpowiedź poznamy zaglądając do ich kuwet: plastik był dosłownie przeżarty kocim gównem. Nie dziwię się tym biednym zwierzętom, też wolałbym załatwiać potrzeby fizjologiczne gdziekolwiek, byle nie w takich kuwetach.
Całe mieszkanie było przesiąknięte smrodem kociego moczu.

Przedpokój:
Ściany były wyłożone drewnianymi listewkami. Ok, 20 lat temu pewnie ładnie to wyglądało, zwłaszcza, że (znając Mamę znajomego) drewno było utrzymywane w czystości. Jednak listewki były całkowicie pokryte kurzem. W przedpokoju było kilka drewnianych szaf. W żadnej drzwiczki się nie domykały. W środku dziewczyna trzymała swoje ubrania. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż natychmiast po otworzeniu drzwiczek wyraźnie było czuć kocie siki. Każde drzwi w mieszkaniu były inne, nie było dwóch takich samych. Tak samo z kontaktami i przełącznikami światła.

Kuchnia (mój faworyt):
Bezpośrednio po wejściu do kuchni odurzał smród. Tym razem jednak nie kociej uryny. Dziewczyna w kuchni paliła, więc znajomi byli pewni, że chodzi właśnie o smród dymu papierosowego wymieszanego w typowymi smrodami kuchennymi, czyli przypalony tłuszcz i te sprawy. Ok, wywietrzy się. Znajomi niepalący, więc nikt w kuchni nie palił, okno otwarte 24/7, a smród dalej jest obecny i nie zamierza nigdzie odejść. Szydło wyszło z worka, gdy rozmontowywaliśmy stare meble kuchenne. Miałem wątpliwą przyjemność uczestniczyć w ich demontażu. Szafki wiszące nie były myte najprawdopodobniej od czasu, gdy dziewczyna tam zamieszkała, czyli od... 8 lat! Były pokryte centymetrową (CENTYMETROWĄ!) warstwą kurzu i tłuszczu! Smród nieziemski! Powiedzcie mi, jak można przechowywać jedzenie i gotować w takich warunkach?!

Około 3 miesiące wcześniej byłem tam z jakiejś okazji, nie pamiętam szczegółów. Pamiętam za to, że biorąc piwo z lodówki zobaczyłem wielką plamę z oleju na jednej z półek. Zgadnijcie, co było w lodówce po tych 3 miesiącach? Zgadliście, ta sama plama.

Łazienka:
Tutaj standard, smród kociego moczu. Dlaczego? Ponieważ koty wchodziły pod dziurę pod wanną i zapewne tam też załatwiały swoje potrzeby fizjologiczne. Przy demontażu wanny odkryliśmy całe złoża kocich gówien. Większość kafelek była popękana, sufit już dawno temu przestał być biały a stał się szary, a nawet ciemnoszary. Rozumiem, że wymiana kafelek to skomplikowana sprawa, ale czy odmalowanie sufitu na biało jest aż tak trudne i kosztowne? Toaleta dosłownie tańczyła, deska klozetowa była umocowana tylko z jednej strony. Co ciekawe, kiedy byłem tam jakieś 3 lata wcześniej na jakiejś imprezie organizowanej przez dziewczynę i współlokatorki, sytuacja deski była identyczna.

Pokój nr jeden:
Nie do użytku, cały zagracony meblami. Praktycznie nie dało się do niego wejść. Oczywiście jako że nie był używany, nie był też wietrzony. Wyobraźcie sobie ten zaduch i smród.

Pokój nr dwa:
Oczywiście standardowo kocia uryna. Do tego dziury w ścianach. Dziewczyna najwyraźniej co chwilę zmieniała miejsce przywieszania obrazków i innych dupereli, a po każdym kołku (ściany z żelbetonu, gwoździe nie wchodzą, trzeba wiercić) zostawała dziura. Z racji braku remontu, dziury były w ilościach hurtowych. Kanapa nie posiadała materaca, siedziało się bezpośrednio na sprężynach, ponieważ koty zasikały materac (niemożliwe!).

Pokój nr trzy (kolejny faworyt):
W tym pomieszczeniu dziewczyna spała. Spała na materacu obsikanym przez koty! Nie wymieniła go! Oprócz tego w jednym miejscu panele były przegniłe. Domyślacie się pewnie dlaczego. Tak, zasikały je koty. Wszystko w tym pomieszczeniu było pokryte grubą warstwą kurzu. Dosłownie wszystko. Oczywiście o wietrzeniu też nie było mowy. Plus zapach kociej uryny.

Skąd to wszystko wiem? Znajomi zaraz gdy przyjrzeli się mieszkaniu dokładniej (co innego odwiedzić kogoś raz na jakiś czas, co innego się wprowadzić), zarządzili remont generalny. Nie chcieli mieszkać osobno po ślubie, więc zależało im, żeby chociaż jeden pokój był zrobiony przed ślubem (udało się tego dokonać), a wiadomo, że na ekipę remontową trzeba czekać. Tak więc remontu dokonali o siłach własnych, rodziny i przyjaciół. Byłem jednym z pomocników, widziałem wszystko na własne oczy. W mieszkaniu zostało wymienione wszystko, każde gniazdko, każdy skrawek podłogi, każde drzwi. Mieszkanie jest aktualnie nie do poznania. Nie mogę pojąć, jak to możliwe, że ładna, fajna, wykształcona dziewczyna mieszkała w takim syfie. Jak można doprowadzić do takiej ruiny mieszkanie, należące do własnych rodziców?

mieszkanie

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 368 (480)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…