Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#68383

przez ~WrednyInstruktor ·
| Do ulubionych
Jestem instruktorem nauki jazdy. Jako, że ostatnio pojawiło się kilka historii z mojej działki, to i ja dodam coś od siebie.

Niektórym kursantom nauka przychodzi łatwo, inni mają mniejsze, bądź większe problemy, a czasem zdarzają się jednostki "wybitne inaczej" - i właśnie o takiej będzie ta historia.

Było to jakieś 2 lata temu. Pani M., lat 62, niezwykle sympatyczna i poukładana kobieta, która zapragnęła posiąść kawałek plastiku nazywany prawem jazdy. Teoria poszła bez najmniejszych problemów, ale gdy przyszło do praktyki... Pomimo chęci, Pani M. miała potworne problemy z opanowaniem piekielnej maszyny zwanej samochodem. Dla niezorientowanych - kurs standardowo obejmuje 30 godzin jazdy - Pani M. przy 30 godzinie miała dalej problemy z wybraniem właściwego biegu, a rzeczą absolutnie niemożliwą do pojęcia było spojrzenie w lusterko przed zmianą pasa.

Pani M. postanowiła, że będzie uczyć się dalej.

Jestem cierpliwy. Tak cierpliwy, że anioły przy mnie to cierpiące na ADHD choleryki. Jednak kiedy po 60 godzinie jazdy, dalej nie udało mi się skłonić kursantki do patrzenia w lusterka, nie mówiąc o tak zaawansowanych rzeczach jak zaparkowanie bez mojej interwencji, z ciężkim sercem, pierwszy i jedyny raz w życiu, poddałem się.
W długiej rozmowie wyjaśniłem Pani M., że wyczerpałem całe swoje umiejętności, od wielu godzin nie robimy najmniejszych postępów i nie widzę możliwości dalszego jej uczenia. Przykro było powiedzieć, że wg. mnie po prostu nie nadaje się na kierowcę - Oczywiście możemy jeździć dalej, ale zwyczajnie nie chcę brać pieniędzy za nic. Zasugerowałem przerwę na przemyślenie sytuacji, odpoczynek i, po gruntownym przemyśleniu własnych predyspozycji, ewentualny powrót do tematu za jakiś czas.

I na tym mój kontakt z M. się skończył - aż do zeszłego miesiąca. Na środku jednego ze skrzyżowań trafiłem na dwa uszkodzone samochody - ot drobna kolizja. Jakież było moje zdziwienie, kiedy obok jednego z aut zauważyłem Panią M.

Oczywiście zatrzymałem się, zaproponowałem pomoc i na początek wysłuchałem dość długiej tyrady w sensie - Panie, Pan powiedział, że się na kierowce nie nadaję, a ja w końcu to prawo jazdy zrobiłam...

Od słowa do słowa opowiedziała mi swoją dalszą historię.
Po naszym "rozstaniu" trafiła do innej szkoły. Wyjeździła tam dodatkowo 90 godzin (W sumie 150 - 5 razy tyle co przeciętny kursant) i za 16 podejściem zdała egzamin. Dostała prawo jazdy i po trzech tygodniach trafiła w inne auto - właśnie wtedy kiedy się spotkaliśmy.

Skomentowałem tylko jednym pytaniem: "Pani M., a może powinna Pani jednak odłożyć to prawo jazdy na półkę?"

Jakiś czas później spotkałem instruktora z tej drugiej szkoły. Zapytałem o M.
- Coś Ty. Stara frajerka się uparła wykładać kasę to czemu nie? Wytrenowaliśmy po kolei każde skrzyżowanie koło Ośrodka Egzaminacyjnego, to i w końcu zdała. Złoty klient - chyba półtora roku płaciła...

Ciekawe kto tu jest tym piekielnym?

nauka jazdy

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 502 (536)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…