Ostatnio spędziłem parę dni w szpitalu, na badaniach. I mam taką zaobserwowaną piekielność.
Obok w sali leżał ok. 30-letni facet. I właśnie cała ta sala plotkowała o jednej sprawie:
Codziennie, na parę godzin przychodziła do niego partnerka. Około 25 lat, zawsze odstrojona jak do klubu. Nie wiem czy była żoną, czy narzeczoną. Wychodziła tylko w porach badań, posiłków. Poza tym - cały etat w szpitalu, polegający na całowaniu, przytulaniu i głaskaniu faceta. Ale nie byłoby w tym nic mocno piekielnego, poza zirytowanymi pacjentami, gdyby nie to, że kobieta przychodziła z ok. 5-6 letnią córeczką. Był już początek września, więc nie wiem co ze szkołą lub przedszkolem.
Dziewczynka nawet 7-8 godzin czekała w korytarzu lub na krzesłach w poczekalni, zaczepiana co rusz przez pielęgniarki, pacjentów, odwiedzających. Odpowiadała zawsze grzecznie, że czeka na mamę, albo że się nudzi. Matce również zwracano uwagę, ale nic sobie z tego nie robiła. Facetowi nawet pacjenci mówili, że szkoda dzieciaka, bo czeka, a on tylko że co on może, i to nie jego dziecko.
Na obiady wychodziły do szpitalnego sklepiku, w którym sprzedają zapiekanki i hot-dogi. Resztę czasu mała spędzała z soczkiem, batonikiem, jakąś lalką lub kolorowanką.
Ten pacjent był tam parę dni przede mną, wychodził tego samego dnia co ja.
A fundowanie dziecku takiej rozrywki, do tego wśród chorych... No, oceńcie sami.
Obok w sali leżał ok. 30-letni facet. I właśnie cała ta sala plotkowała o jednej sprawie:
Codziennie, na parę godzin przychodziła do niego partnerka. Około 25 lat, zawsze odstrojona jak do klubu. Nie wiem czy była żoną, czy narzeczoną. Wychodziła tylko w porach badań, posiłków. Poza tym - cały etat w szpitalu, polegający na całowaniu, przytulaniu i głaskaniu faceta. Ale nie byłoby w tym nic mocno piekielnego, poza zirytowanymi pacjentami, gdyby nie to, że kobieta przychodziła z ok. 5-6 letnią córeczką. Był już początek września, więc nie wiem co ze szkołą lub przedszkolem.
Dziewczynka nawet 7-8 godzin czekała w korytarzu lub na krzesłach w poczekalni, zaczepiana co rusz przez pielęgniarki, pacjentów, odwiedzających. Odpowiadała zawsze grzecznie, że czeka na mamę, albo że się nudzi. Matce również zwracano uwagę, ale nic sobie z tego nie robiła. Facetowi nawet pacjenci mówili, że szkoda dzieciaka, bo czeka, a on tylko że co on może, i to nie jego dziecko.
Na obiady wychodziły do szpitalnego sklepiku, w którym sprzedają zapiekanki i hot-dogi. Resztę czasu mała spędzała z soczkiem, batonikiem, jakąś lalką lub kolorowanką.
Ten pacjent był tam parę dni przede mną, wychodził tego samego dnia co ja.
A fundowanie dziecku takiej rozrywki, do tego wśród chorych... No, oceńcie sami.
ludzie
Ocena:
383
(451)
Komentarze