Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#68519

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czytając jedną z historii o próbie rejestracji do lekarza, przypomniało mi się, jak będąc dzieckiem jeździłem do kardiologa w mieście wojewódzkim, około 200 km od domu. Pobudka o 3 i te sprawy, ale tu nie o tym.

Przed zaplanowaną wizytą (miejsce w kolejce zajęte) trzeba zadzwonić i potwierdzić rejestrację. No i mama wisi cały dzień na telefonie, oczywiście nikt nie odbiera. No trudno, jutro w czasie jazdy też można zadzwonić.

Po 3 godzinach cud! Dodzwoniła się. Pani w słuchawce jej powiedziała, że potwierdzanie rejestracji tylko osobiście. Ok, niedługo będziemy na miejscu, to co za problem.

Podchodzimy z [M]amą do okienka:
[M]: Dzień dobry. Chciałabym potwierdzić rejestrację do kardiologa na dzisiaj, doktor XXX.
[P]: Jak to chce pani potwierdzić? Takie rzeczy tylko telefonicznie.
[M]: Jak tu dzwoniłam, powiedziano mi, że tylko osobiście takie potwierdzenie.
[P]: A co pani za durnoty opowiada?! (krzykiem, że cicho się zrobiło na korytarzu). Ja wiem lepiej, bo tu pracuję! Trzeba było dzwonić!
[M]: Chłopcy, idziemy.

No i podeszliśmy pod sklepik. Mama dzwoni. Na to baba z rejestracji łapie za słuchawkę i ją odkłada. Nigdy nie widziałem matki tak wściekłej.

Podeszła do okienka - była piekielna. Tylu wulgaryzmów nawet Seba spod klatki nie zna. Baba przerażona, przeprasza. Ale już za późno. Poszliśmy z mamą do Rzecznika Praw Pacjenta (rezyduje na miejscu, w szpitalu). Wysłuchał opowieści ze spokojem, poczęstował mamę kawą, mnie i bratu dał cukierki i naklejki, mam je do dzisiaj. :)

Po wypiciu kawy, pan Rzecznik udał się z mamą na oddział, a młoda pani doktor nas zabawiała, żebyśmy się nie nudzili. Wrócili z inną panią i poszliśmy pod rejestrację.

Dacie wiarę, że baba straciła pracę od razu? Bo ja, z perspektywy czasu dalej w to nie wierzę. Zastąpiła ją pani, która z nami szła do rejestracji. Bez problemu nas przyjęła, zaniosła kartę do gabinetu i po sprawie. Widywaliśmy później tę kobietę, zawsze uciekała na widok mamy.

Przykro mi teraz z tego powodu, że sprawy potoczyły się tak, a nie inaczej, no ale sama sobie napytała biedy. Nie można było tak od razu nas przyjąć?

EDIT:
Rozmawiałem z mamą na temat tej historii: okazało się, że to nie był pierwszy taki wybryk tej pani. Kiedy mama razem z panem Rzecznikiem szli na oddział po panią na zastępstwo, powiedział jej o tym, że to już ostatni raz, kiedy ta kobieta kogokolwiek wprowadza w błąd, i że mama może być pewna, że taka sytuacja nie będzie miała miejsca, bo pani pożegna się z pracą. Ja sam mam tylko nadzieję, że ją przenieśli gdzieś indziej, czy to na oddziały, czy gdzieś indziej.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 325 (373)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…