Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#68566

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie o głupocie ludzkiej, zaczynając od deweloperów i pracowników, a kończąc na mieszkańcach pewnego wieżowca w Kanadzie, a dokładnie w Vancouver.

Dwa lata temu pracowałem tam jako pomocnik mojego ojca. Kładliśmy płytki w 30-kilkupiętrowym wieżowcu, w centrum miasta. Piękny wieżowiec, lokalizacja przednia, no i robota dobrze płatna, obiecano nam jeszcze pomoc od zarządców budynku, więc cud, miód i ogórki.

Piekielność nr 1
Przychodzi pierwszy dzień pracy, my zadowoleni pytamy, gdzie znajdują się płytki, które mamy kłaść i okazuje się, że są w piwnicy. Wyobraźcie sobie moją minę, gdy dowiedziałem się, że za każdym razem, gdy zabraknie płytek, muszę lecieć na -3 poziom, ładować i z powrotem na górę wozić płytki. Możecie pomyśleć, że byłem leniwy, bo nie chciało mi się zasuwać z 200-kilogramowym wózkiem kilkadziesiąt razy dziennie, ale w końcu obiecano nam pomoc, a jej nie otrzymaliśmy. Przez te nieszczęsne płytki pracę zaczynaliśmy ok. 7 rano, a kończyliśmy często ok. północy.

W ramach wyjaśnienia - zarządca budynku był zobowiązany wszystkie płytki z piwnicy nam nosić do pomieszczenia gospodarczego na piętrze, na którym pracowaliśmy. My mieliśmy płacone za kładzenie płytek, a nie latanie z wózkiem. Mieli zatrudnionych swoich pracowników, ale jakoś im się nie śpieszyło z pomocą.

Piekielność nr 2
Architekt zażyczył sobie 3 rodzaje płytek, żeby był efekt mozaiki czy jakoś tak. Płytki gładkie i błyszczące, matowe oraz szorstkie. Szorstkie nie różniły się zbytnio od matowych, tylko się bardzo brudziły i były po prostu nieestetyczne. Zwróciliśmy mu uwagę na sytuację, ale on szedł w zaparte, że tak musi być. Polak jak chce, to potrafi, więc razem z ojcem położyliśmy 2 piętra tak, jak chciał architekt, a potem zwróciliśmy wszystkie szorstkie płytki z powrotem do producenta. Gwoli ścisłości powiem, że mój ojciec jest bardzo ceniony jako fachowiec w Vancouver i decyzja nie wpłynęła negatywnie na dalszą pracę i architekt nie był zadowolony, ale przyjął do wiadomości, że jego pomysł był zły.

Piekielność nr 3
Wieżowiec był względnie nowy, bo tylko ok. 2 lat i zamiast płytek na korytarzu były dywany, które było trzeba zerwać... Zarząd nie pochwalił się intelektem, bo, z tego, co udało nam się dowiedzieć, to podczas podejmowania decyzji o dywanach była także opcja położenia płytek, ale stwierdzili, że płytek nikt nie będzie chciał. Otóż chcieli, ale tym lepiej dla mnie i mojego ojca bo zarobek był niemały. :) Dopowiem tylko, że jak zrywaliśmy dywany, to wylewka była tak źle zrobiona, że wylewka samopoziomująca leciała prosto do wind, ale poradziliśmy sobie i z tym problemem.

Piekielność nr 4
Na wstępie tutaj powiem, że zarząd poinformował mieszkańców o możliwych utrudnieniach i hałasie, ale mieli się w pełni stosować do naszych poleceń, żeby praca szła gładko. Dodatkowo mogliśmy pracować do trzeciej nad ranem i nikt nie mógł nawet kiwnąć palcem, bo robota miała zostać jak najszybciej skończona.

I tutaj będzie o głupocie i lenistwie mieszkańców owego wieżowca. Na każdym piętrze był identyczny plan podłogowy. Jeden główny korytarz i skrzydło na lewą i na prawą stronę. Na każdym skrzydle było wyjście na klatkę schodową. Kładliśmy takim systemem, że w czasie, kiedy jedno skrzydło było zamknięte, to prosiliśmy mieszkańców, aby szli schodami albo korzystali z desek położonych nad płytkami, żeby dojść do swojego mieszkania.

Więc informujemy recepcję, że będzie taka sytuacja, informacja w windach i na korytarzach, żeby ludzie nie mieli pretensji. Słowem, wszędzie gdzie się dało. Dodatkowo były rysunki, które pokazywały, żeby nie deptać po płytkach z literą x na środku i żeby korzystać z desek, a nie chodzić po świeżych płytkach. Jak możecie się domyślić - nie wystarczało...

Na porządku dziennym było stawanie na świeżych płytkach. BA! Nawet na świeżym kleju, bo się bali stanąć na desce... Kiedy kładliśmy płytki koło wind, to musieli niestety albo nas omijać, albo pójść schodami. Nikt, może z kilkoma wyjątkami, nie wiedział, że jest klatka schodowa w wieżowcu! Wyobraźcie sobie, co to by było, gdyby wybuchł pożar lub była awaria windy...

Najzabawniejsze sytuacje miały miejsce, kiedy w końcu się zdenerwowaliśmy i zakleiliśmy wejście do wind taśmą i zastawiliśmy deskami. Dodatkowo było napisane w windach, że "O tej i o tej godzinie winda nie zatrzymuje się na piętrze X". Największą frajdę miałem, kiedy ludzie, myśląc, że nikogo nie ma na piętrze, zaczęli przewracać deski i zrywać taśmę, a ja nagle zza rogu wybiegam w stroju roboczym, krzycząc mieszanką słów angielskich i przekleństw polskich. Nagle robili się bladzi, przepraszali i z powrotem do windy i wycieczka po schodach.

Najgorsi w tej kwestii byli Azjaci. Naprawdę nie wiem, skąd powszechna opinia, że to inteligentny naród. Widzą znaki, żeby nie stawać na płytkach? A co tam, deskę ktoś tam postawił dla zabawy, wdepnę prosto w klej... Takie przypadki zauważyłem tylko w przypadku Azjatów i żadnej innej nacji.

Mógłbym jeszcze długo pisać o piekielnych lokatorach, np. pan, który oznajmił nam, że jego mama, która jeździ na wózku będzie za godzinę i mamy coś z tymi płytkami zrobić, bo ona nie przejedzie... Naprawdę wystarczyłoby nam powiedzieć i byśmy załatwili dłuższe deski albo inaczej kładli płytki. Pewnej kobiecie przeszkadzał hałas kątówki o 17-tej, bo nie mogła spać! Zrozumielibyśmy, jeśli byłaby to późna godzina, ale ona jeszcze mieszkała 3 piętra niżej! A nikomu z piętra, na którym pracowaliśmy hałas nie przeszkadzał o dziwo.

Czy naprawdę dużo wymagam, żeby ludzie się stosowali do najprostszych poleceń? Nam jako wykonawcom by się żyło lepiej i im jako mieszkańcom także.

Vancouver

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 145 (277)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…