Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#68609

przez ~bisquedoll ·
| Do ulubionych
Na samym wstępie zaznaczę, że wyglądam na osobę małoletnią, mimo że skończyłam 21 lat. Ot, wygląd przeciętnej piętnastolatki.

Jestem ekspedientką w sklepie z odzieżą niemowlęcą - właścicielką i ekspedientką w jednym, ściślej mówiąc. Z piekielnymi klientami spotykam się na co dzień. Niektóre sytuacje są mniej piekielne, inne bardziej. Dziś chciałam napisać o braku szacunku do innych ludzi.

1.
Obsługuję jedną klientkę, pokazuję, tłumaczę. Wchodzi druga [P]aniusia i bez żadnego głupiego "dzień dobry" robi szybki rzut okiem na sklep, po czym, przerywając mi, pyta:

[P] Kto tutaj obsługuje? *zerka to na mnie, to na klientkę*
[Ja] *odpowiadam z uśmiechem* Dzień dobry. Ja tutaj obsługuję, w czym mogę pomóc?
[P] Pani?! Nie wygląda pani na ekspedientkę.

Po czym z impetem i prychnięciem wyszła ze sklepu.

2.
Wchodzi do sklepu [K]lientka, która najwidoczniej o powitaniu nawet nie słyszała. Wpadła jak strzała i kieruje się do ściany, na której wyeksponowane są pajace. Wybór padł na te gładkie, bez jakichkolwiek nadruków.

[K] To tylko to, z gładkich?
[Ja] Tak, proszę pani. Z gładkich pajacy mamy to, co widać.
[K] Aha. A MASZ jakieś inne?
[Ja] Przepraszam, ale nie przypominam sobie, żebym przechodziła z panią na "ty". Nie, z gładkich jest to, co widać, jak powiedziałam.
[K] Ale ja potrzebuję gładkie, ale takie nie całkiem! Kiedy będziesz MIAŁA coś innego?
[Ja] *ciśnienie mi podniosła, ale wciąż mówię z uśmiechem, jednak bardziej stanowczo oraz donośniej* Przykro mi, ale jesteśmy po dostawie i z gładkich pajacy nie będziemy mieć nic innego, ponieważ jest pani JEDYNĄ klientką, która o ten towar pyta.

To, na szczęście, oszczędziło mi dalszej rozmowy.

3.
Przychodzi [B]abcia do sklepu z [W]nuczką, lat około 7, może 8, więc powinna już wiedzieć co nieco o zachowaniu w miejscu publicznym. Babcia coś grzebie, dziecko biega po sklepie. W końcu następuje taka wymiana zdań:

[W] Ma pani lizaki albo cukierki?
[Ja] *w sąsiednim sklepie, który prowadzi moja rodzicielka są owe cukierki, ponieważ jest to sklep z większym rozmiarowo asortymentem* Nie, Kochanie, nie mam. Przykro mi.
[W] A ma pani coś do jedzenia? Albo picia?
[Ja] Nie, też nie mam, przykro mi...

Myślę sobie, dziecko albo wygłodniałe po podróży (niedaleko znajduje się dworzec), albo co. Babcia dokonała zakupów, po czym obydwie wyszły. Za jakiś czas traf chciał, że weszłam do sklepu mamy. Chwilę po mnie przyszła owa babcia z wnuczką. Dziecko jeszcze dobrze nie przekroczyło progu sklepu, jak pyta się mojej [M]amy:

[W] Masz cukierki? Albo lizaki?
[M] *zamurowało ją, ale odpowiada* Nie "masz", tylko "czy pani ma". Tak, mam, proszę. *i podaje jej koszyk z cukierkami, by ta sobie wybrała*
[W] Ale ja mogę lubię tylko malinkowe!
[M] *już podirytowana postawą pasywną babci, która udawała, że wnuczki wcale nie słyszy, podaje dziecku malinowego cukierka*
[W] A jakie jeszcze MASZ?
[M] Nie "masz", tylko "pani".
[W] Aha. Ale jakie MASZ?

Mnie i mamę zamurowało. Obydwie oczy jak spodki. Jak można doprowadzić do takiego stanu, by dziecko zwracało się do obcej osoby, starszej od siebie, jak do zwykłej koleżanki z podwórka i w dodatku stawiało jakieś warunki? Babcia oczywiście głucha na wszystko, nawet uwagi nie zwróci.

Naprawdę nie rozumiem postawy ludzi. Czy większość sądzi, że przychodząc do sklepu może się wyżyć, pokazać swoją "wyższość" nad tą ekspedientką? Że osoba pracująca w sklepie to jakiś niższy gatunek, którym należy wręcz pomiatać? Mój dziecięcy wygląd tylko dodaje smaczku takim sytuacjom, gdyż owe "damulki" myślą, że mogą sobie "gówniarą" poniewierać, choć nierzadko dzieli nas tylko kilka lat różnicy.

sklepy

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 197 (307)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…