Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#68837

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym, jak ciężko jest kupić samochód.

Poprzednie auto sprzedaliśmy z zamiarem kupienia czegoś nowszego. Dołożyliśmy trochę grosza i ruszyliśmy na podbój dawnej Tablicy.

Ogłoszeń trochę jest, ale że interesował nas konkretny model i silnik, wybraliśmy kilka co ciekawszych "perełek". Nie interesowały nas auta z ceną poniżej wartości rynkowej, woleliśmy dołożyć, ale żeby było sprawne i dobre lakierniczo (i to się okazał najcięższy orzech do zgryzienia). Chłopak podzwonił, popytał. Postanowiliśmy zrobić sobie taką niedzielną wycieczkę, bo autka daleko (najdalsze było 200 km od naszego miejsca zamieszkania), ale że wybraliśmy około 7 samochodów do zobaczenia w drodze, mieliśmy nadzieję wrócić z jakimś porządnym zakupem.

Większość ofert było prywatnych (tylko jedna od handlarza). Przez telefon każde auto to "igła", Niemiec płakał jak sprzedawał, zadbane, wychuchane i żona jeździła tylko do kościoła.
W praktyce okazało się, że:

-auto z przebiegiem 250 tys. w ogłoszeniu, na liczniku ma tak naprawdę 350 tysięcy,
-samochód nie wymagający wkładu finansowego ma drzwi do wymiany, bo zgniły już od dołu,
-samochód z "naprawdę maleńkimi ubytkami (pan nie wiedział jak to nazwać, bo było tak malutkie)" nadaje się tylko do całkowitego malowania (łącznie z dachem, słupkami i maską (!)),
-samochód z idealną blacharką (zapewnienia telefoniczne) miał trzy nadkola do malowania, w tym jedno pęknięte, przyklejone do zderzaka Kropelką.

Ostatnia osoba, z którą się umawialiśmy tego dnia raczyła nas poinformować dopiero na miejscu, że właśnie auto sprzedała (mimo, że dzwoniliśmy godzinę wcześniej, z zapewnieniem, że właśnie jedziemy).

Byliśmy bardzo zawiedzeni obrotem spraw, bo szukaliśmy auta na pułapie 10-12 tysięcy, więc nie chcieliśmy szrota. Nie zrozumcie mnie źle, wiem, że auto używane, to auto używane, ale dziwią mnie takie zagrania: dzwonimy specjalnie, żeby wypytać o stan, bo mamy daleko, bo szkoda marnować zarówno naszego czasu jak i drugiej osoby. Ale nie, dalej kłamie ci taki typ w żywe oczy. Oczywiście, że liczyliśmy się z tym, że w auto trzeba będzie jeszcze coś włożyć, ale moim zdaniem to przesada kupować za 12 tysięcy auto z 2001 roku i jeszcze pchać 3 tysiące w lakiernika...

Ale nic i tak nie przebije kobiety, którą spotkaliśmy wczoraj.

Owa Pani wystawiła samochód na ogłoszeniach zaledwie dzień wcześniej. Jako, że moja druga połowa siedzi na olx teraz non stop, od razu wyłowił następną "igiełkę".
Umówiliśmy się na oględziny. Jedyne co dziwnego usłyszeliśmy przez telefon to zdanie: "jest drugi komplet kół (zimowych) do auta, ale muszę zapytać Taty, czy WARTO oddawać". Aha, okej.

O samym aucie nie będę pisać, bo w większości stan pokrywał się z ogłoszeniem. Jednak oprócz pani sprzedającej, był też Tato. Facet grubo po pięćdziesiątce, mentorujący córce.

Tato, przekonany o wartości tegoż autka, próbował nam zachwalać, namawiać. Do tego był pijany. I bardzo irytujący. Nie mogliśmy spokojnie obejrzeć samochodu, bo owy Tato ciągle wtrącał swoje trzy grosze. Najgorsze było to, że zaczął pleść trzy po trzy, o rodzinie, wnukach, o wycieczkach tymże samochodem, o tym jak to córcia dba o auto. Pan twierdził, że jak kupimy to on będzie szczęśliwy, ale jak nie kupimy, to nie będzie płakał. Kobieta też była trochę zirytowana zachowaniem ojca, trochę też chyba zawstydzona ze względu na cały cyrk, który ów ojciec zrobił.

Doszliśmy do pytania o te zimówki (dialog prowadzony z owym Tatą).

-Zimówek nie ma. Tu są te koła, proszę sobie zobaczyć. Możemy je oddać razem z samochodem(?).
-Czyli będą w komplecie do auta?
-Tak.
-Czyli jednak są koła do niego?
-No, są ale nie ma. (WTF?)
-To sprzedaje pan z dwoma kompletami kół czy z jednym?
-Z jednym, ale one pasują, zobaczcie sobie, dorzucimy do auta. Możecie sobie dokupić, hehe, bo dawać to mi się nie opłaca.

Stanęło na tym, że koła możemy kupić za dodatkową opłatą.

No nic, samochód nam się podobał, poza tym był z naszego miasta, więc tablic nie trzeba zmieniać. Trochę roboty przy nim było, jednak byłby to koszt akceptowalny. Niemniej Pani podała w ogłoszeniu cenę do negocjacji, to postanowiliśmy z tego faktu skorzystać.

-Cena jest twarda.

Zatkało nas. Oczywiście słowa Taty, który musiał dorzucić swoje. Pani próbowała go uspokoić, my cali już w nerwach (chyba macie pojęcie jak irytujący potrafią być ludzie pijani?), ale że na aucie nam zależało, postanowiliśmy ponegocjować z nią (bo była właścicielką).

Chcieliśmy pojechać na podnośnik, oboje nie widzieli problemu, z tym, że naszemu znajomemu, który podnośnik ma, wyłączyli prąd (jakaś przerwa w dostawie) i może dopiero jutro. Tatuś zaczął wykrzykiwać, że przecież tu obok jest warsztat, to ci kanał użyczą, auto wytrzepią i w ogóle full serwis (była 19 godzina). Mówimy, że nie trzeba na trzepak. Nie nie, powinniśmy pojechać, jutro to za późno, przecież to tylko 50-60 złotych biorą. Zamilkł dopiero, jak zapytałam, czy nam te 60 złotych spuści z ceny (widać drażliwy temat :D)

Tato odszedł do swoich znajomków (całe podwórko się zleciało). Zaproponowaliśmy cenę o 200 złotych niższą niż Pani była gotowa auto sprzedać. Czyli razem 700 zł mniej niż w ogłoszeniu. Wreszcie oznajmiła nam, że potrzebuje pół godziny, żeby się poradzić siostry, bo telefon jej padł i nie może zadzwonić, widocznie uznała, że Tato nie jest mentalnie sprawny do udzielania porad :). Powiedziałam, że może zadzwonić z mojego - nie bo jej głupio.

Okej, umówiliśmy się na telefon za pół godziny.

Dzwoni owa pani:
-Ja przepraszam, ale Tato jednak auto dla siebie zostawia, nie będziemy w ogóle sprzedawać.
-Jak to? Jeśli chodzi o cenę to się możemy dogadać.
-Nie, powiedział, że to auto jest za dobre, on ma do niego sentyment, że głupio wyszło, ale jeszcze raz bardzo przepraszam za kłopot. Do widzenia.

Hmm. Okej, jak tak to tak. W sumie trochę szkoda, ale przecież nie będziemy jej nagabywać. Na koniec wysłaliśmy smsa, że jak Tato "na spokojnie" (czytaj: na trzeźwo) się zastanowi, to nasza oferta jest aktualna do jutra.

Zgadnijcie co? Napisała dzisiaj, że jednak sprzedaje. Umówiliśmy się na popołudnie na podnośnik. Mam nadzieję że bez Taty. Zobaczymy co z tego cyrku wyniknie.

kupno_samochodu komis niemiec_płakał_jak_sprzedawał

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 301 (355)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…