Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#68853

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z niepokojem obserwuję, że moje pokolenie dotarło już do fazy „za moich czasów było lepiej”. Nie było. Na pewno nie w szkolnictwie, o którym tutaj mowa. Dziś więc przytoczę kilka wspomnień po wspaniałej, a zapomnianej już sztuce edukacji końca poprzedniego wieku.

Szkoła podstawowa, uczniów kilkuset (blisko 1000).

1. Na przerwach gramy w kosza kamieniami, a w piłkę nożną plastikową butelką. Bo po co dawać dzieciakom piłkę? Razu pewnego trafiam kolegę kamieniem w oko. Konieczny lekarz. Pierwotna przyczyna zajścia gronu pedagogicznemu najwyraźniej umyka.

2. Brak mydła w toaletach jest standardem, ale to jeszcze nic. Wśród uczniów panuje moda na urządzanie sobie śmigusa-dyngusa na wiele dni przed Wielkanocą. Nieciekawe, bo nie każdy lubi siedzieć na lekcji przemoczony, a i ryzyko pośliźnięcia się na mokrej posadzce jest znaczne. Rozwiązanie? Woźny zakręca dopływ wody do wszystkich kranów. Bo przecież po skorzystaniu z toalety rąk i tak nikt (poza mną) nie myje. Nie pomyślał tylko, że wodę można znaleźć również w innych miejscach. Tak jest – dzieciaki zaczynają napełniać dyngusowe sikawki wodą – za przeproszeniem – z kibla.

3. Wchodzimy na lekcję. Ktoś inicjuje ambitną zabawę hasłem „Kto pierwszy w klasie, ten pedał!”, kiedy akurat jestem przy samych drzwiach. Kilka lat później dumnie ruszyłbym przed siebie w solidarności z mniejszościami seksualnymi, ale w tej chwili staję jak wryty wobec grożącej mi klątwy. Sekundę później, za tamowanie ruchu dostaję z całej siły otwartą ręką przez łeb... od nauczyciela.

4. Wychowawczyni ma w zwyczaju wrzeszczeć na uczniów bez opamiętania, gdy tylko w jej pobliżu znajduje się ktoś z dyrekcji. Kiedy przełożony opuszcza salę, okazuje się, że nauczycielka jednak potrafi rozmawiać z poszanowaniem swojego gardła i naszego słuchu. Ale przecież przed szefem trzeba się popisać. Niech wie, że twardą babę zatrudnia!

5. Zostaję pobity przez kolegę za delikatny żart słowny. Nie – kolega nie jest osobą dręczoną, która „nie wytrzymała”. Przeciwnie – jest etatowym oprawcą, czekającym tylko na pretekst. Wyrok Pani Wychowawczyni? Współwina. Bo przecież posiadanie poczucia humoru jest równie szkodliwe, co przemoc fizyczna.

Pamiętam, jak kiedyś ta sama wychowawczyni żaliła się nam, że uczniowie przestają jej się kłaniać na ulicy po ukończeniu szkoły. Dziś nie tylko mnie to nie dziwi, ale sam mijam ją bez słowa.

Rozumiem, że nie wszyscy moi rówieśnicy mają równie piekielne wspomnienia z czasów szkolnych, ale ja jednak proponowałbym, aby porównując obecne szkolnictwo z ówczesnym, odsunąć na bok sentymenty. Wierzę, że nasz kraj idzie do przodu. A czy dość szybko, to już inna sprawa.

szkoła

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (157)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…